XXI wiek nie anuluje Boga. Ślepoty na sprawy duchowe też nie.
Oglądanie ślubowania poselskiego musiało być dla niektórych dużą traumą. „Trzysta trzydzieści troje wybrańców i wybrańczyń narodu nie jest w stanie złożyć i dotrzymać poselskiego ślubowania bez pomocy pana Boga” – zdenerwowała się Magdalena Środa w „Gazecie Wyborczej”. Chodziło jej o formułę „tak mi dopomóż Bóg”, której użyła zdecydowana większość posłów. „To dość kuriozalne zjawisko, zwłaszcza że rzecz się dzieje w państwie, które ma być nowoczesne, demokratyczne i świeckie” – kontynuowała pani etyk. Nieco dalej stwierdziła, że „ujawnianie dość intymnych i według mnie trochę wstydliwych w XXI wieku przekonań o istnieniu nie dających się zweryfikować empirycznie bytów i ich irracjonalnych (wszech)mocy, nie daje nadziei, że polska polityka umocni naszą pozycję w świeckiej i nowoczesnej Europie”.
Rozumiem rozczarowanie, gdy się zakładało, że sukces wyborczy preferowanej opcji oznacza powrót do standardów… No właśnie, jakich? Bo „bez pomocy pana Boga” to parlamentarzyści obywali się już w najlepsze w okresie PRL aż do 1989 roku.
Pamiętam, jak to było, gdy wreszcie komunizm upadł – z jaką radością przyjmowaliśmy powiew wolności. Jednym z jego przejawów było przywrócenie swobody publicznego wyrażania przekonań religijnych. Możliwość wypowiedzenia formuły „tak mi dopomóż Bóg” pokazywała, że wraca państwo – tak, tak – nowoczesne i demokratyczne. Bo zawsze nowoczesne jest państwo, które nie tylko pozwala obywatelom wyrażać to, co dla nich najważniejsze, ale też im to ułatwia. To właśnie oczekiwanie, że ludzie nie będą robić czegoś, co nie podoba się jakiejś „elicie”, jest próbą powrotu do starej wyświechtanej ideologizacji. I to ma być nowoczesne? Nowoczesne ma być przywoływanie zapyziałych oświeceniowych „odkryć”, że Boga nie ma?
Zmuszanie albo choćby tylko nakłanianie do rezygnacji z możliwości wyrażania wiary nie ma też nic wspólnego z demokracją, bo demokracja zakłada wolność religijnej ekspresji. Tak więc akurat teraz mamy państwo nowoczesne i demokratyczne, a nie będziemy go mieli, gdy to państwo zepchnie praktykowanie wiary do roli czegoś „intymnego” i „wstydliwego”.
Magdalena Środa przywołuje też częsty postulat, żeby Polska była także państwem „świeckim”. Tymczasem w Konstytucji nic o tym nie ma, jest za to stwierdzenie: „Władze publiczne w Rzeczypospolitej Polskiej zachowują bezstronność w sprawach przekonań religijnych, światopoglądowych i filozoficznych, zapewniając swobodę wyrażania ich w życiu publicznym”.
Ano właśnie: bezstronność – i to taka, która zapewnia swobodę wyrażania przekonań, a nie jakaś „świeckość”. Świecki to jest ktoś, kto nie jest duchowny, więc o co chodzi? O wygnanie z Polski wszystkich duchownych? Pani etyk pewnie by się to podobało – ale to by nie było ani nowoczesne, ani demokratyczne, ani bezstronne.
KRÓTKO:
Nauka za życiem
Nowym prezydentem Argentyny został ekonomista Javier Milei, przeciwnik aborcji. Już kilka lat wcześniej wypowiadał się publicznie przeciw zabijaniu dzieci poczętych na każdym etapie ich rozwoju. Jako zwolennik liberalizmu ekonomicznego argumentował, że obrona prawa do życia należy do najbardziej elementarnych aspektów prawdziwego liberalizmu. Podkreślał, że jego stanowisko jest uzasadnione naukowo, bo nauka potwierdza, że życie zaczyna się od poczęcia. „Właśnie w tym momencie nowa istota zaczyna ewoluować z własnym, unikalnym DNA” – mówił. Gdy w 2020 roku argentyński rząd zalegalizował aborcję do 14. tygodnia ciąży, Milei nazwał tę decyzję niemoralną, „nieczystą”. W jej konsekwencji w 2022 roku w Argentynie zabito w majestacie prawa 96 664 dzieci. Stanowisko prezydenta elekta spotkało się z dużym niezadowoleniem lobby aborcyjnego. Trudno się dziwić – im brudniejszy biznes, tym większy sprzeciw wobec tego, co czyste.
Taka obietnica
Donald Tusk oznajmił, że Koalicja Obywatelska złoży w Sejmie projekty dotyczące legalizacji aborcji do 12. tygodnia ciąży i pigułki „dzień po”. Władze KO pochwaliły się: „Dotrzymujemy naszych obietnic! Już na pierwszym posiedzeniu Sejmu składamy projekty ustaw dot. praw kobiet”. O tak, jak obiecują, że coś odbiorą, to na pewno dotrzymają – zwłaszcza gdy chodzi o odebranie życia najmłodszym. Z realizacją obietnic, że coś dadzą, to już inna sprawa.
Franciszek Kucharczak