Kiedy rozpoczynałem pracę jako katecheta w szkole, przygotowałem autorski program na cykl katechez biblijnych. Na pierwszej lekcji przedstawiałem uczniom liceum zagadnienia, które chciałem z nimi omówić: geografia biblijna, języki Biblii, różnorodność gatunków literackich, historia Izraela… Po kilku zajęciach z wprowadzenia do Pisma Świętego zaproponowałem bliższą analizę wybranych ksiąg biblijnych.
Ponieważ lubię dopytywać moich słuchaczy, czego ode mnie oczekują, zakończyłem prezentację moich planów pytaniem: „Jak wam się podoba? Czy cos zmienić czy dodać? O czym byście chcieli posłuchać i porozmawiać?”. Filip rzucił mi to spojrzenie, które często potem widywałem u początkujących mędrców, w których pierwsze spotkanie z wiedzą rodzi niewspółmierne do ich odkryć poczucie pewności siebie: „Aaa, czyli o apokryfach boi się ksiądz rozmawiać?”. „Czemu miałbym się bać?” – zapytałem całkowicie naturalnie, dodając: „Jestem mężczyzną czytającym i żadna książka mi niestraszna. Tylko że czas, który poświęciłem na lekturę »Ewangelii Tomasza«, uważam za stracony…”. Mój młody rozmówca zrobił wielkie oczy ze zdumienia: „Jak ksiądz zdobył ten tekst?”. Moja odpowiedź: „Z biblioteki seminaryjnej” sprawiła, ze Filip stracił zainteresowanie lekcją o apokryfach.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Przemysław Szewczyk