Dofinansowanie stosowania procedury in vitro kwotą co najmniej 500 mln zł rocznie z budżetu państwa przewiduje obywatelski projekt zgłoszony do Sejmu jeszcze w poprzedniej kadencji. W środę rozpoczęło się pierwsze czytanie projektu.
Projekt zgłosił w poprzedniej kadencji Sejmu Komitet Inicjatywy Obywatelskiej "Tak dla In Vitro" wraz z 395 tys. podpisów. Pełnomocnikiem Komitetu jest Agnieszka Pomaska, posłanka na Sejm z ramienia Koalicji Obywatelskiej. Projekty obywatelskie nie ulegają tzw. dyskontynuacji wraz z końcem kadencji parlamentu, dlatego mogą być procedowane w kadencji kolejnej.
Czy można wierzyć „Gazecie Wyborczej”?
Projekt, którym zajmuje Sejm, jest nowelizacją ustawy z 27 sierpnia 2004 r. o świadczeniach opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych. Proponuje się dodać do niej m.in. zapis, że "Minister właściwy do spraw zdrowia opracuje, wdroży, zrealizuje i sfinansuje program polityki zdrowotnej leczenia niepłodności obejmujący procedury medyczne wspomaganej prokreacji, w tym zapłodnienie pozaustrojowe prowadzone w ośrodkach medycznie wspomaganej prokreacji w rozumieniu art. 2 ust. l pkt 18 ustawy z dnia 25 czerwca 2015 r. o leczeniu niepłodności".
W uzasadnieniu zgłoszenia projektu jego wnioskodawcy przypomnieli, że niepłodność jest chorobą cywilizacyjną uznaną przez Światową Organizację Zdrowia. W Polsce może dotyczyć nawet 3 mln osób - ok. 15-20% par w wieku prokreacyjnym. Stwierdzają też, że od lat w Europie, w tym w Polsce, pogłębia się kryzys demograficzny, a niepłodność jest jedną z przyczyn tego kryzysu. W 2020 r. w naszym kraju współczynnik dzietności wynosił 1,38 (138 dzieci na 100 kobiet), podczas gdy dla zachowania obecnej wielkości populacji musi on wynosić przynajmniej 2,1. Niekorzystne trendy demograficzne mają swoje bardzo negatywne konsekwencje ekonomiczne. Do 2030 r. zwiększy się w Polsce tzw. współczynnik obciążenia ekonomicznego, tzn. wzrośnie (z 24,8 do 43,7) stosunek osób w wieku poprodukcyjnym przypadających na 100 osób w wieku produkcyjnym.
"Z punktu widzenia interesu społecznego Rzeczypospolitej Polskiej, biorąc pod uwagę powyższe przesłanki, jak również skalę problemu niepłodności jest niezbędne wdrożenie strategii i programów zdrowotnych walki z niepłodnością o charakterze ogólnopaństwowym, aby umożliwić osobom dotkniętym tą chorobą posiadanie potomstwa. Konieczne jest zatem finansowanie leczenia niepłodności metodą zapłodnienia pozaustrojowego ze środków publicznych - a dokładniej ze środków budżetu państwa" - twierdzą autorzy obywatelskiego projektu.
Przypomniano przy tym, że niedawno realizowany był, wprowadzony za czasów koalicji PO-PSL, program Ministra Zdrowia "Leczenie Niepłodności Metodą Zapłodnienia Pozaustrojowego na lata 2013-2016". Program pochłonął 245 mln zł. Urodziło się w ramach jego realizacji nieco ponad 22 tys. dzieci.
Zdaniem autorów projektu, jedyną szansą, aby zapobiec kryzysowi demograficznemu w Polsce, jest zachęcenie Polek i Polaków do tego, aby decydowali się na powiększenie rodziny. "Jest to cel, który powinien zostać uznany przez rządzących za priorytetowy. Można i trzeba to realizować na wiele sposobów. Jednym z nich jest wsparcie dla par z niepłodnością i stworzenie systemu finansowania niepłodności metodą zapłodnienia pozaustrojowego" - czytamy w uzasadnieniu.
W projekcie zapisano propozycję, aby wysokość środków przeznaczanych co roku z budżetu państwa na program in vitro oscylował wokół kwoty nie niższej niż 500 mln zł.
Po zwycięstwie Prawa i Sprawiedliwości w wyborach parlamentarnych jesienią 2015 r. rząd Beaty Szydło zapowiedział, że program leczenia niepłodności metodą in vitro będzie kontynuowany tylko do połowy 2016 r. PiS wprowadził w jego miejsce „Program kompleksowej ochrony zdrowia prokreacyjnego w Polsce”. W ramach jednego cyklu miał on objąć 6250 par (pozostających w związku małżeńskim lub we wspólnym pożyciu) dotkniętych problemem niepłodności. W pierwszych latach finansowana była jedynie diagnostyka niepłodności, dlatego pary biorące udział w programie nie zostały zobowiązane do informowania o efektach procesu diagnostycznego. Resort zdrowia zaczął zbierać te dane przy okazji edycji programu na lata 2021-2023.
W 2022 r. ministerstwo poinformowało, że w 2021 i I kwartale 2022 rządowy program umożliwił poczęcie 209 dzieci. Jego koszt w latach 2016-2020 wyniósł 100 mln zł (z czego 21 mln ze środków europejskich) a w latach 2021-2023 - dalsze 28,5 mln zł. W ramach programu utworzono wraz z wyposażeniem w specjalistyczny sprzęt 16 referencyjnych ośrodków leczenia niepłodności, przeprowadzono też szkolenia dla personelu medycznego z zakresu diagnozowania i leczenia niepłodności.
W wyniku zniesienia finansowania z budżetu państwa, dofinansowanie procedury in vitro wprowadzać zaczęły niektóre samorządy lokalne, zarówno w większych miastach jak Warszawa, Wrocław, Kraków i Częstochowa, jak i te mniejsze, m.in. Kołobrzeg, Tarnowo Podgórne czy Nowogard.
Kościół wobec procedury in vitro
Kościół od początku stał na stanowisku, że w Polsce potrzebne jest prawo bioetyczne, a działalność jakichkolwiek ośrodków zajmujących się diagnostyką i leczeniem niepłodności nie może istnieć w legislacyjnej próżni. Samej procedury in vitro Kościół jednak nie akceptuje z kilku niezwykle istotnych powodów. Przede wszystkim jest to procedura z moralnego punktu widzenia nie do przyjęcia, gdyż zakłada poczęcie ludzkiego życia w probówce (łac. in vitro, czyli "w szkle") w warunkach eksperymentu laboratoryjnego i przy udziale osób trzecich, a nie w wyniku naturalnego zbliżenia kobiety i mężczyzny.
W encyklice „Evangelium vitae” z 1995 r. Jan Paweł II wskazywał, że techniki sztucznej reprodukcji są "nie do przyjęcia z punktu widzenia moralnego, ponieważ oddzielają prokreację od prawdziwie ludzkiego kontekstu aktu małżeńskiego". Papież tłumaczy zatem, że poczęcie dziecka nie może być zastąpione techniczną procedurą, gdyż w takiej optyce dziecko staje się niejako "produktem" stworzonym w laboratorium.
Ponadto zazwyczaj w procedurze in vitro nie wytwarza się jednego embrionu w celu przeniesienia do łona matki, ale większą ich liczbę, aby uniknąć sytuacji, gdyby ten jeden okazał się genetycznie wadliwy. Dokonuje się wówczas swoistej selekcji najlepszego embrionu, inne zdrowe mrozi, a tym niedoskonałym grozi zniszczenie.
W tym kontekście in vitro rodzi zatem pokusę tworzenia człowieka doskonałego, któremu umożliwia się narodziny i rozwój tylko po uprzednim oczyszczeniu z wad na etapie embrionalnym. Tymczasem, jak głosi Kościół, każde dziecko powinno być przyjęte jako dar miłości Boga do jego rodziców oraz ich wzajemnej miłości.
Episkopat Polski w ostatnich latach wielokrotnie wyrażał swoje stanowisko na temat in vitro. Krytycznie do tej procedury biskupi odnieśli się m.in. w dokumencie „O wyzwaniach bioetycznych, przed którymi stoi współczesny człowiek” z 2013 r., czyli w tzw. dokumencie bioetycznym KEP. Został on opublikowany w trakcie debaty publicznej, która doprowadziła do ustanowienia programu dofinansowania in vitro z budżetu państwa na lata 2013-2016 oraz uchwalenia ustawy o leczeniu niepłodności w 2015 r.
Biskupi nawiązali w tym dokumencie do kwestii procedury mrożenia tzw. embrionów nadliczbowych. "Nadliczbowe embriony są mrożone w celu ich przechowywania i ewentualnego wykorzystania w dalszych próbach uzyskania ciąży, jeżeli wcześniejsze próby okażą się nieskuteczne. Już sam ten proces uwłacza ludzkiej godności. Zresztą większość zamrażanych i rozmrażanych embrionów obumiera w tym procesie lub staje się niezdolna do dalszego zdrowego rozwoju. A przecież embrion to człowiek i każdy z embrionów okazuje się bezradnym członkiem ludzkiej rodziny, którego godność i prawa bezwzględnie podeptano" - napisali.
Episkopat podkreślał przy tym jednocześnie, że krytycznego stanowiska wobec in vitro nie można odczytywać jako przejawu dyskryminacji ani wobec dzieci urodzonych z in vitro, ani ich rodziców. "Podejmowane przez nas wysiłki w przekazywaniu prawdziwych informacji o zapłodnieniu pozaustrojowym wynikają z troski o dobro każdego z dzieci i ich matek oraz prawo do informacji" - wyjaśnili członkowie Zespołu ds. Bioetycznych KEP w jednym z komunikatów na ten temat (2013 r.).