Świat nie pamięta lub nie chce pamiętać o tym, w jakich warunkach wytwarzane są w Bangladeszu ubrania najpopularniejszych marek odzieżowych.
Siedemdziesiąt euro. Tyle w przeliczeniu z lokalnej waluty o nazwie taka wynosi płaca minimalna pracowników w szwalniach w Bangladeszu. Tekstylia stanowią 80 proc. bangladeskiego eksportu i w zeszłym roku przyniosły do budżetu 42 mld dolarów zysku. Szyją tu podwykonawcy światowych gigantów, takich jak Zara, H&M, Adidas, Puma, Levi’s, a także marek premium, jak Hugo Boss. Beneficjentami sukcesu tej branży nie są jednak jej pracownicy. Od 2018 r. bez zmian pozostaje płaca minimalna, co przy globalnym wzroście cen żywności i energii elektrycznej sprawia, że robotników pracujących w szwalniach nie stać nawet na zaspokojenie podstawowych potrzeb. Gdy na początku listopada związek producentów branży tekstylnej zaproponował podwyżkę o zaledwie jedną czwartą, wybuchły protesty. Około 300 fabryk wstrzymało pracę, w demonstracjach wzięło udział ponad 25 tys. robotników. Rząd zaoferował podwyżkę do 12500 taka, czyli około 100 euro. Związki zawodowe domagają się dwa razy więcej. Na dalszy kompromis jednak się nie zanosi. Demonstracje zaczęła brutalnie tłumić policja, a premier Bangladeszu grozi zwolnieniami i zamykaniem szwalni.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Maciej Legutko