– Jeden z moich bliskich znajomych stracił w nalocie 12 członków rodziny – mówi „Gościowi” Polak pracujący w Izraelu. Niewielka wspólnota chrześcijan mieszkających w Strefie Gazy stoi przed widmem zagłady.
Wigilia uroczystości Wszystkich Świętych. W kościele pw. Świętej Rodziny kilkudziesięciu wiernych, w tym wiele dzieci, odmawia Różaniec. Nagle modlitwę przerywa potężna eksplozja gdzieś w pobliżu. Wystraszeni ludzie zrywają się z ławek. Okazuje się, że rakieta uderzyła 300 m od świątyni. Tym razem nikt nie ucierpiał. Mniej szczęścia mieli ludzie chroniący się przed nalotami w cerkwi św. Porfiriusza. Izraelski pocisk trafił prosto w nią, zabijając 18 osób, w tym 26-letnią pracownicę Caritas Violę, jej męża i małe dziecko, a także siostrę Violi razem z dwojgiem dzieci. Bomby lub rakiety uderzyły też w szkołę prowadzoną przez Siostry Różańca Świętego (była w tym momencie pusta), dwie siedziby protestanckiego Towarzystwa Biblijnego i kierowany przez anglikanów szpital Al-Ahli. Dziesiątki rodzin straciły domy. Proboszcz kościoła pw. Świętej Rodziny Gabriel Romanelli nie może wrócić do Gazy, bo wybuch wojny zastał go poza Strefą. Z kolei miejscowi wyznawcy Chrystusa nie mają dokąd uciec. Wyjechać mogłyby zakonnice ze zgromadzenia Misjonarek Miłości, które są cudzoziemkami. Jednak zdecydowały się zostać z podopiecznymi, czyli trzydzieściorgiem dzieci i trzydziestoma niepełnosprawnymi.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Jakub Jałowiczor