Święto świętego Andrzeja Apostoła nie nastraja mnie „andrzejkowo”. Nie wyciągam zapasów zeszłorocznego wosku, nie przetrząsam gorączkowo szuflad w poszukiwaniu klucza z ogromnym okiem, nawet nie myślę o listopadowej aurze i przepowiadaniu przyszłości.
Nie tylko dlatego, że w przepowiadanie przyszłości i żadne cienie ulanego wosku nie wierzę; ot tak, po prostu. Choć nie, jednak muszę zrobić zastrzeżenie: trochę o patrzeniu w przyszłość dzisiaj będzie, a to za sprawą marzeń o Kościele zjednoczonym, wyrażanych nie tylko przez ostatni rzymskokatolicki sobór, ale i przez prawosławnego patriarchę. Zanim jednak zahaczę o przyszłość, krótkie spojrzenie wstecz: 26 września 1964 r. nastąpiło uroczyste przekazanie Kościołowi w Patras relikwii głowy świętego Andrzeja, a w listopadzie 2004 r. Jan Paweł II przekazał patriarsze Konstantynopola relikwie świętych Jana Chryzostoma i Grzegorza z Nazjanzu. To, rzecz jasna, przede wszystkim gesty symboliczne, ale nie należy ich redukować do tego wymiaru. Jeśli w czasach nam współczesnych następca św. Andrzeja Apostoła i honorowy zwierzchnik 300 milionów wyznawców prawosławia mówi, że „ponowna komunia z Kościołem katolickim jest nieunikniona” i jako pierwszy patriarcha od Wielkiej Schizmy z 1054 roku bierze udział w inauguracji pontyfikatu następcy świętego Piotra, to ewidentnie zmienia się coś więcej niż postrzeganie symboli. Nie zamierzam grzeszyć nadmiernym optymizmem, kwestie dzielące Kościół katolicki i Cerkiew prawosławną wykwitały przez wieki na delikatnej skórze mistycznego Ciała wrzodami niezwykle bolesnymi, wydaje się jednak, że po Soborze Watykańskim II świadomość obu stron, jak można koić ból i leczyć rany, zaczęła się rozwijać. Wystarczy wspomnieć wydarzenie mające miejsce w przeddzień jego zakończenia – równoczesne w Rzymie i Konstantynopolu uchylenie anatem (7 grudnia 1965 r.). W praktyce oddolnej nie wygląda to może różowo. Wystarczy w Grecji przyznać się do tego, że jest się z Polski, a gest machnięcia ręką i komentarz: „aaa, to katolik” jest murowany. Pamiętam początek stycznia 2019 r., kiedy wziąłem udział w święcie Jordanu na Podlasiu i w mroźny poranek batiuszka zachęcał mnie do kosztowania gorącej zupy, a kobieta zagadnięta o to, jak przeżywa święto, na wieść, że jestem katolickim księdzem, wykrzyknęła: „Panie, to co pan tu robisz?!”. Próbuję sobie dopowiedzieć, że była podekscytowana zbliżeniem siostrzanych Kościołów albo może tak bardzo zdziwiona, i w ten właśnie sposób wyraziła swoją radość. Proszę wybaczyć ten lekko żartobliwy ton i dystans do naszych ludzkich odruchów, bardzo często utrwalanych niepotrzebnymi uprzedzeniami i stereotypami. Temat jest oczywiście poważny, a słowa modlitwy arcykapłańskiej Jezusa: „aby wszyscy stanowili jedno” uwierają, i to mocno, kiedy patrzy się na współczesny chrześcijański świat. A może i na świat w ogóle… Może inne słowa tej modlitwy: „aby stanowili jedno, aby świat uwierzył” powinny nie tylko uwierać, ale brzmieć jak nieustanny wyrzut?
ks. Adam Pawlaszczyk Redaktor naczelny „Gościa Niedzielnego”, wicedyrektor Instytutu Gość Media. Święcenia kapłańskie przyjął w 1998 r. W latach 1998-2005 pracował w duszpasterstwie parafialnym, po czym podjął posługę w Sądzie Metropolitalnym w Katowicach. W latach 2012-2014 był kanclerzem Kurii Metropolitalnej w Katowicach. Od 1.02.2014 r. pełnił funkcję oficjała Sądu Metropolitalnego. W 2010 r. obronił pracę doktorską na Wydziale Prawa Kanonicznego UKSW w Warszawie i uzyskał stopień naukowy doktora nauk prawnych w zakresie prawa kanonicznego.