Znakomici szachiści, poligloci, ludzie z wyższym wykształceniem, oczytani – to klienci brata Jacka Waligóry, fryzjera bezdomnych. Jak to możliwe? Po prostu, coś w życiu się nie powiodło. I trafili na ulicę.
– Kiedy widzimy bezdomnych, włączają nam się różne osądy. Do tego jeszcze mamy tysiąc dobrych rad, jak mogliby zmienić swoje życie – mówi brat Jacek Waligóra OFMCap. – Ale to życie jest o wiele bardziej skomplikowane.
Czy dlatego należy pomagać bez stawiania warunków? Doraźna, bezwarunkowa pomoc jest kluczowa? – Pomoc ograniczona do działań doraźnych może utrwalać bezdomność – wyjaśnia dyrektor Dzieła Pomocy Ojca Pio w Krakowie. – Niemniej ten pierwszy kontakt, kiedy człowiekowi próbujemy przywrócić godność w prosty sposób – myjąc, strzygąc, dając czyste ubranie, zapraszając do stołu – jest kluczowy.
Dla brata Jacka, który z plakietką z napisem „wolontariusz” na szyi przyjmuje w kapucyńskiej fryzjerni, bycie z ubogimi jest charyzmatycznym, prorockim znakiem. Znakiem, którego potrzebuje dziś i Kościół, i świat. Jest to też konkret – w tym miejscu rozwija się empatia, serdeczność i anielska cierpliwość. A rozmowy u fryzjera bywają terapeutyczne dla tych, którzy prócz troski o swój wygląd doświadczają również wsparcia duchowego, ciepła, zainteresowania. Wygląda na to, że ta praca uszczęśliwia również ojca Jacka, „atakowanego” przeze mnie serią pytań: Czy można źle pomagać? Co to znaczy profesjonalna pomoc? Czy aby być z ubogimi, trzeba rezygnować z siebie? Czego uczy pomaganie? – Nie oceniam, nie doradzam – brzmi odpowiedź – Strzygę. Jestem. Słucham, jakiej pomocy potrzebują i jaką są gotowi przyjąć. Czasem to pomoc materialna, czasem psychologiczna, czasem doradztwo, a czasem pomoc duchowa. I trzeba cierpliwie czekać, aż uda się zobaczyć owoce.
Dominika Szczawińska