O skomplikowanej sytuacji w Ziemi Świętej i przyczynach konfliktu izraelsko-palestyńskiego mówi biblistka dr Mariola Serafin.
Agata Puścikowska: Jak to się stało przed laty, że młoda dziewczyna z mazowieckich Mrozów zaczęła interesować się Ziemią Świętą?
Mariola Serafin: Początkowo Ziemia Święta wydawała mi się bardzo abstrakcyjna, daleka. Jako nastolatka często chodziłam do teatru, byłam w amatorskim kółku teatralnym i myślałam, że zostanę aktorką. W trzeciej klasie liceum przypadkiem wzięłam udział w konkursie wiedzy o współczesnym Izraelu. Taki był początek. Na wymarzone aktorstwo oczywiście się nie dostałam i zaczęłam studiować teologię. Miały to być takie studia „na przeczekanie”. A że byłam oazowiczką, to okazało się, że były one dla mnie w miarę łatwe. Natomiast to, co nie było proste – biblistyka – sprawiło, że zaangażowałam się w te studia. I okazało się, że wątki biblijnego Izraela z Pisma Świętego splatają się z tym „współczesnym Izraelem”. I tak oczy coraz bardziej otwierały mi się na Biblię, i na to, że po tylu latach jest wciąż uchwytna w mentalności semickiej. Zbliżał się koniec studiów, a ja chciałam więcej. Dostałam propozycję zostania na uczelni i robienia doktoratu z Biblii.
W Izraelu?!
Na drugim roku studiów doktoranckich pojechałam na dłuższą kwerendę do Jerozolimy. To był mój drugi pobyt w Ziemi Świętej. Pierwszy był dwa lata wcześniej, w ramach studenckiego objazdu z Kołem Naukowym. Naszą opiekunką była prof. Anna Kuśmirek, która była również promotorem mojej pracy doktorskiej. Już samo to, jak wybierałam się na tę kwerendę, to odrębna historia: sama nie wiem, czy wynikało to z mojej brawury, czy naiwności, czy może… działania Opatrzności. Mgliście wiedziałam, że są jakieś polskie siostry w Jerozolimie. Napisałam dość naiwny list, że nie mam środków na utrzymanie u nich, ale jeśli zgodzą się przyjąć mnie jako wolontariuszkę, to wszystko odpracuję. Odpisano mi, że nie prowadzą wolontariatu (prowadzony jest w sierocińcach na Górze Oliwnej i Betlejem), ale zapraszają mnie do siebie. Pojechałam i… zabrałam nawet koleżankę. Był to początek przygody i przyjaźni z siostrami, która trwa do dziś.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.