Statystyka jest imponująca. To Kościół jest drugą po państwie instytucją świadczącą pomoc najuboższym, a dzięki armii wolontariuszy wsparcie dociera do ok. 3 milionów beneficjentów.
Ileż razy słyszałem o antyklerykale, który psioczył na wszystko, co związane było z Kościołem, i zacierał ręce, słysząc o kryzysie powołań. Do czasu, gdy zmuszony przez życiowe zawirowania musiał skorzystać z katolickiej placówki pomagającej ubogim, katolickiego domu samotnej matki, katolickiej jadłodajni, katolickiego hospicjum…
W internecie krąży mem przedstawiający dwie mapy III Rzeczpospolitej. Pierwsza jest kompletnie pusta, a podpis oznajmia: „Mapa Domów Samotnej Matki prowadzonych nad Wisłą przez środowiska feministyczne”. Druga to niezwykle gęsta sieć podobnych ośrodków zarządzanych przez instytucje prowadzone przez Kościół. Pomijam złośliwość intencji autora obrazka. Pokazuje on doskonale skalę zjawiska.
W sieci
W Polsce działa aż 891 katolickich organizacji charytatywnych, w tym 445 prowadzonych przez zakony żeńskie, 239 prowadzonych przez zakony męskie oraz 207 organizacji diecezjalnych i ogólnopolskich. Ich sieć jest tak gęsta, a pomoc tak różnorodna, że już samo wypisanie tej listy z terenu jednej diecezji zajęłoby objętość niniejszego artykułu. Nie przesadzam. W iluż parafiach (w Polsce jest ich aż 10352) czy zgromadzeniach zakonnych sprawnie działają zespoły charytatywne. Ile zakorzenionych w Kościele osób angażuje się w przygotowanie Szlachetnych Paczek czy gotowanie zup na krakowskich plantach, we Wrocławiu czy Katowicach?
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Marcin Jakimowicz