Nie będzie na razie unijnego zakazu połowu śledzi. Polscy rybacy mają jednak powody do obaw o przyszłość.
Komisja Europejska chciała zakazać połowu śledzi od 1 stycznia 2024 r. Według jej projektu dozwolony byłby tylko tzw. nieunikniony przyłów, czyli sprzedaż ryb, które zaplątały się w sieci w czasie łowienia innych gatunków. Bałtyccy rybacy, którym zakazano już połowów dorszy, straciliby w ten sposób kolejne istotne źródło dochodu. W dodatku ryzykowne stałoby się łowienie także innych ryb, bo jeśli ktoś przy tej okazji łapałby zbyt dużo śledzi, byłby surowo karany. Pomysł KE upadł, bo oprócz Polski przeciwne zakazowi były inne kraje korzystające z zasobów Morza Bałtyckiego, w tym Finlandia.
Ścisłe limity
Na Bałtyku operuje ok. 6 tys. jednostek rybackich. Najwięcej ma ich Estonia (ponad 1,5 tys.) i Finlandia (1,4 tys.), a najmniej – Litwa (84) i Rosja (53). Łącznie w ciągu roku do sieci trafia 400 tys. ton ryb. Polską flotę rybacką stanowi ponad 800 jednostek: 699 niewielkich łodzi, 123 kutry oraz 2 trawlery łowiące na pełnym morzu. Do tego dochodzą dalekomorskie statki operujące na Atlantyku i południowym Pacyfiku. W przeciwieństwie do kolegów po fachu pracujących na Morzu Śródziemnym, rybacy z Bałtyku mają do wyboru niewiele gatunków, które opłaca się łowić. To głównie śledzie, dorsze, szproty, łososie i ryby płaskie, takie jak stornie, czyli flądry. Ilość ryb danego gatunku, które wolno pozyskać w danej części morza jest ściśle określona przez regulacje unijne – Komisja Europejska przedstawia co roku propozycje kwot połowowych, a zatwierdza je (lub nieco zmienia) Rada ds. Rolnictwa i Rybołówstwa, czyli AGRIFISH, składająca się z przedstawicieli rządów wszystkich krajów członkowskich. Kwoty są później rozdzielane między poszczególne kraje, a te określają limity obowiązujące poszczególnych rybaków. W efekcie tego musiały znacznie spaść połowy ryb, które w przeszłości stanowiły podstawę egzystencji dla polskich przedstawicieli branży. Od dłuższego czasu mocno ograniczone jest łowienie łososi, nawet rekreacyjne. Dorszy, których w latach 80. pozyskiwano w Polsce ponad 120 tys. ton rocznie, od 2019 r. w ogóle nie wolno wyciągać z wody, poza nieuniknionym przyłowem. Ograniczenie ma na celu odbudowę przetrzebionych stad, ale jak dotąd nie przyniosło skutku.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Jakub Jałowiczor