– Kościół synodalny to nie jest wizja wymyślona przez papieża. To wizja Kościoła, która wyrasta z Ewangelii. My się na ten obraz potrzebujemy nawracać. A nie nawracamy się, bo się boimy o wiele rzeczy – mówi kard. Grzegorz Ryś.
Jacek Dziedzina: Lektura sprawozdania podsumowującego I sesję Synodu o synodalności jednych rozczarowała, drugich uspokoiła, innych utwierdziła w programowej podejrzliwości… Ten dokument oddaje to, w czym Ksiądz Kardynał brał udział przez blisko miesiąc w Rzymie?
Kard. Grzegorz Ryś: To jest synteza, bardzo wierna w oddawaniu przebiegu tego spotkania, które było nie tyle dyskusją, ile rozmową w Duchu Świętym. A odbiór tego tekstu pewnie zależy od tego, jakie kto miał oczekiwania. Wielu by chciało, by synod potwierdził ich obawy, które mieli przed synodem, a tu nic takiego się nie wydarzyło, więc nie mieli o czym pisać.
Są też tacy, którzy nie mieli ani wygórowanych oczekiwań, ani nie patrzyli na synod z podejrzliwością, ale po lekturze sprawozdania stawiają sobie pytanie: gdzie jest ten ogień, który musiał towarzyszyć „rozmowie w Duchu Świętym”? I co właściwie było jego celem?
To jest Synod o synodalności. Nie o wszystkim. Tylko o synodalności Kościoła. To jest jedna z ważniejszych cech Kościoła. To znaczy, że Kościół jest wspólnotą ludzi, z których każdy wie, jaką część odpowiedzialności za nią bierze na siebie. Pięknie opisał Kościół synodalny kard. Koch: powiedział, że to Kościół, w którym „nikt nie robi wszystkiego, a każdy robi to, do czego jest wyposażony przez Ducha Świętego”. Aby taki Kościół powstał, ci, którzy mu przewodzą, muszą wykonać najpierw krok w tył, wiedząc, że nie muszą robić wszystkiego. Za to muszą zaprosić każdego, by zajął w tym Kościele swoje właściwe miejsce. Synod jest o tym, jak to zrobić. A dlaczego? Bo taka jest konstytucja Kościoła od czasów Pana Jezusa: założył Kościół jako wspólnotę i ma niesłychaną pasję gromadzenia nas we wspólnocie.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.