Siła przyciągania

W wielu homiliach, które słyszałem, Niebo było tak nieatrakcyjne, że prawdziwym heroizmem była pozytywna odpowiedź na pytanie księdza: „I kto z was chce zostać świętym?”.

Zapadała wówczas kłopotliwa cisza, a spłoszone twarze wiernych przypominały przerażoną minę małego Nikodema, który przed wielu laty zapytał, czy w Niebie będziemy musieli cały czas się modlić…

Niebo wieje nudą? – zapytałem o. Leona Knabita. „Odpowiem tak: kiedyś w Watykanie siedziałem obok Jana Pawła II. To było jego ostatnie spotkanie z uczestnikami rekolekcji podhalańskich. Obok niego stał stołeczek obity szarym zamszem. Usłyszałem: «To dla ojca Leona». Siedziałem i siedziałem i patrzyłem jak papież, bardzo zmęczony i schorowany rozmawia z ludźmi. Każdemu szepnął jakieś słówko, każdego pobłogosławił. Siedzę i siedzę i ku mojemu zdumieniu zauważam, że wcale mi się nie nudzi. I pomyślałem: skoro absolutnie nie nudzę się siedząc tuż przy papieżu, to jak mógłbym się nudzić siedząc przy Ojcu w niebie?”.
Święci mieli w sobie dar przyciągania. Ludzie do nich lgnęli. 

Za Franciszkiem „w ciemno” ruszyło pięć tysięcy mężczyzn, którzy podczas Kapituły Namiotów utworzyli wokół Asyżu małe miasteczko, Jacek Odrowąż po spotkaniu z Dominikiem rzucił: „Chcę należeć do twoich braci!”, a do Katarzyny z Sieny ciągnęła cała Toskania. Jan Vianney nie czuł się ani krztynę lepszy od swych penitentów. Może dlatego przed jego konfesjonałem zaczęły ustawiać się kolejki? Ars - mała wioska stała się jednym z najbardziej uczęszczanych miejsc pielgrzymkowych we Francji. Spowiadali się tu i prości wieśniacy, i elita Paryża, a w ostatnim roku życia przy konfesjonale klękało ok. 80 000 penitentów. 

Albo taki Badeni (wiem, wiem, nie jest wyniesiony na ołtarze!). Przecież ten człowiek był tak pełen empatii, że ciągnęły do niego tłumy. Dlaczego? Bo ludzie dobrze czuli się w jego obecności. 

Nie był „wujkiem dobrą radą”. Potrafił uważnie słuchać. Bogdan „Kryzys” Krzak opowiadał mi: „Pamiętam, że jak w naszym małżeństwie zaczynały się trudności, to poszliśmy do ojca Joachima Badeniego. Mówiliśmy: «To mistyk, on nam pomoże». Już wtedy widzieliśmy, że coś się dzieje, a Badeniego znaliśmy wcześniej, był u nas w domu, bardzo go lubiliśmy. Więc jak poszliśmy do niego, chciałem mu opowiedzieć o wszystkich trudnościach; a on nas chwycił za ręce i mówi: «Ciii!». Zaczął się modlić, trwało to chyba piętnaście minut. Wiele osób mi opowiadało: przychodzili do Badeniego po radę, a on mówił: «Teraz się razem modlimy», chwytał ich za ręce i modlił się z nimi. Na początku byli zdumieni, bo oczekiwali jakiejś konkretnej wskazówki, a on poświęcał im kwadrans… Po modlitwie powiedział nam: «Idźcie, dzieci, wszystko będzie dobrze». Gdy inna para opowiedziała Badeniemu o swoich wątpliwościach, pomilczał z nimi i powiedział: «Nie martwcie się. Będziecie dobrym małżeństwem. Tu macie 5 złotych i kupcie sobie po lizaku»”.
 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Marcin Jakimowicz