Przed północą 24 października zgasła Wanda Półtawska. Była radykalną miłośniczką życia i bezkompromisowo głosiła cud i piękno miłości.
Mawiała, że świadectwo jest zadaniem wszystkich katolików. Jej zdaniem, jeśli nie świadczą, to dlatego, że brakuje im odwagi. „Dlaczego się boisz? Jak powiesz »katolicki«, to co? Będziesz niepopularny? A dlaczego nie można świadczyć o prawdzie? Dlaczego nie?” – pytała podczas jednego ze spotkań z dziennikarzami. Odwaga Wandy Półtawskiej budziła respekt nawet u jej przeciwników. Była jak stal – zahartowana w ogniu nieludzkich doświadczeń młodości, ocalona przed śmiercią, wierna cudowi odzyskanego życia, powołana, by nie ustawać w głoszeniu jego bezcennej wartości.
– Nawet jeśli nie zawsze się zgadzaliśmy we wszystkich sprawach i poglądach, to zawsze szanowałem ją za wyrazistą, mocną osobowość, która wpływała na kształt duszpasterstwa rodzin, medycyny pastoralnej i kwestii etycznych związanych z medycyną, bo tu miała dużo do powiedzenia – mówił po jej śmierci kard. Kazimierz Nycz.
Jaskrawość snów
Tę wyrazistą osobowość z pewnością ukształtowały trudne doświadczenia przeżytej w obozowym piekle młodości, choć przecież jeszcze przed wojną koleżanki szkolne żartobliwie mówiły o swojej upartej Dusi „pułkownik”.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Magdalena Dobrzyniak