O przeszczepach twarzy, wyzwaniach i potrzebie odkrywania nowego mówi prof. dr hab. Maria Siemionow.
Barbara Gruszka-Zych: Czy można żyć bez twarzy?
Prof. Maria Siemionow: Często poddający się transplantacji twarzy nie mieli jej przez 5, 10 lat. To, co po niej zostało, było pokryte bliznami, zdeformowane, bo brakowało nosa, warg, górnych powiek. Tacy ludzie nieraz słyszeli, jak mówią o nich, że wyglądają jak potwory. Jedna z moich pacjentek zwierzyła się, że wnuk uciekał od niej i dopiero po przeszczepie twarzy, kiedy już miała wargi, pozwolił się pocałować.
Jacy pacjenci trafiają do Pani?
Ludzie po ciężkich wypadkach, ale też np. samopostrzeleniach w wyniku działań samobójczych. Ktoś na przykład przystawił sobie broń do głowy i zniszczył środkową część twarzy, więc brakuje mu nosa i ust. Oczywiście najpierw próbuje mu się pomóc przez konwencjonalną medycynę chirurgiczną, pokrywając ubytki twarzy przez jej rekonstrukcję z mięśni, kości lub skóry pobieranej z innej części ciała. Nie mamy jednak dodatkowego nosa, powiek, warg, i dlatego na przykład brakujący nos kreujemy z tkanek czoła.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.