Bóg nie zależy od tego,czy ktoś w Niego wierzy.
Marek Migalski, publicysta i politolog z Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach, wystosował list otwarty do rektora tejże uczelni z apelem o likwidację Wydziału Teologicznego. Autor wymienia tytuły składanych tam prac dyplomowych, które uważa za kompromitujące, bo dotyczą na przykład kwestii aniołów albo powołania do dziewictwa. „To wstyd, że w XXI wieku częścią wspólnoty akademickiej są teolodzy” – pisze. Szczególnie irytuje go fakt, że osoby zdobywające stopnie naukowe na tym wydziale „mogą szczycić się tym samym dyplomem, co studenci i doktoranci, którzy kilka lat spędzili nie na nauce o demonach i aniołach, ale na badaniach kwarków, genów czy aperiodycznego monotylu”. Autor listu twierdzi, że „dowody na istnienie bogów są, delikatnie mówiąc, raczej wątpliwej natury”, a wykładane na wydziale przedmioty nazywa „katolicką indoktrynacją lub nauczaniem zgodnym z wizją świata Watykanu”.
Pan doktor nie zauważył najwyraźniej, że sam kieruje się określoną „wizją świata”, jest bowiem zdeklarowanym ateistą. Rozumiem, że ktoś taki nie widzi dowodów na istnienie Boga, ale z kolei chrześcijanin nie znajduje żadnego dowodu na Jego nieistnienie. Przeciwnie – dla chrześcijanina dosłownie wszystko jest dowodem istnienia Boga i jest to dowód w pełni logiczny, wynikający choćby z obserwacji genialnego uporządkowania świata, na przykład „kwarków, genów czy aperiodycznego monotylu”.
Nie ma żadnego powodu, żeby wizję człowieka niewierzącego w Boga uznać za bardziej uprawnioną od wizji wierzącego. Jeśli pan Migalski udowodni, że Boga nie ma, wtedy wszyscy rozumni ludzie poprą jego wniosek o likwidację wydziału teologicznego w Katowicach i w ogóle na całym świecie. Pan Migalski jednak takiego dowodu nie przedstawi, bo nie da się udowodnić nieistnienia tego, co istnieje, a nawet jest zasadą istnienia.
Nie ośmielam się twierdzić, że wiara pana doktora w nieistnienie Boga jest skutkiem laickiej indoktrynacji lub nauczania zgodnego z filozofią Karola Marksa. Zwracam jednak uwagę, że to właśnie Marks określił religię jako „opium ludu”, a jego ideowi spadkobiercy zlikwidowali wydziały teologiczne, gdzie tylko mogli. I zamiast „opium” ludzie dostali komunizm.
Tak to działa, bo natura nie znosi próżni i jeśli się wypchnie coś lepszego, to się będzie miało coś gorszego. Nie przypadkiem społeczeństwa, w których zanika świadomość chrześcijańska, otwierają uczelnie na takie „nauki” jak gender. I to ma być XXI wiek.
To chrześcijańska Europa stworzyła uniwersytety, a teologia w sposób naturalny stała się ich istotną częścią – i jakoś nauce to nie zaszkodziło. Szkodzi jej natomiast podejście ideologiczne, wynikające z czyichś arbitralnych przekonań. Człowiek jest istotą cielesno-duchową, a zatem jak troszczy się o ciało, tak powinien dbać o swojego ducha. Skreślanie teologii to odrzucanie podstaw zdrowej duchowości i otwieranie drogi do duchowości niezdrowej. Innej opcji nie ma.
KRÓTKO:
Znak czasu
Uniwersytet w Exeter rozpoczął nabór na kurs podyplomowy o nazwie „Nauka o magii i okultyzmie”. Absolwenci tego „innowacyjnego” kursu mają otrzymać tytuł magistra magii i nauk okultystycznych. Oczywiście uczyć się o czarach to nie to samo, co czarować, ale z deklaracji przedstawicieli uczelni nie wynika jasno, czy chodzi tylko o poznawanie, czy też o pewien rodzaj praktyki. Inicjatywa ta ma być odpowiedzią na wyraźny wzrost zainteresowania praktykami magicznymi. Najnowszy spis powszechny w Wielkiej Brytanii wykazał, że sporo obywateli określa się jako poganie, a najszybciej rozwijającą się tam religią jest szamanizm.
Sukces
Brytyjski parlament uchwalił ustawę o bezpieczeństwie w sieci. Jej zadaniem jest ochrona nieletnich przed dostępem do pornografii w sieci. Podstawą jej działania będzie restrykcyjna weryfikacja wieku użytkowników internetu. Zmiana prawa na Wyspach jest po części wynikiem opublikowania danych, z których wynika, że średni wiek nieletnich, w którym po raz pierwszy spotykają się z pornografią w internecie, to 13 lat. W Wielkiej Brytanii każdego miesiąca 1,4 mln dzieci wchodzi na strony z pornografią. Szacuje się, że pornografia stanowi jedną trzecią zasobów internetu, a przychody światowego przemysłu pornograficznego to 97 mld dolarów. Skuteczne uderzenie w taki biznes zdarza się rzadko, ale jak widać czasem się da.
Franciszek Kucharczak