Przyznam, że spośród sporej już liczby piosenek młodej polskiej wokalistki Sanah najbardziej lubię „Nic dwa razy” z tekstem Wisławy Szymborskiej. Przypomnę, Sanah praktycznie odpowiada za to, że wielu młodych ludzi usłyszało teksty (ba – zapamiętało je!) poetów, po które sami z pewnością nigdy by nie sięgnęli.
A ta moja ulubiona piosenka zaczyna się od zwrotki: „Nic dwa razy się nie zdarza/ i nie zdarzy. Z tej przyczyny/ zrodziliśmy się bez wprawy/ i pomrzemy bez rutyny”. To bardzo miły gest ze strony artystki – pozwolić, by miliony rodaków rankiem, podczas gorączkowych przygotowań do pracy, albo i spokojnego delektowania się kawą, słuchając radia, mogły sobie przypomnieć, że ani na ten świat jako eksperci od życia nie przyszliśmy, ani jako eksperci od śmierci z tej ziemi nie odejdziemy. Nawet jeśli jedna setna spośród słuchaczy ten fragment zapamięta i będzie go sobie nuciła, to zawsze spory tłumek na nowo uświadomionych co do śmierci i życia się z tego uskłada.
To prawda, nasze narodziny nie miały z naszą wolą kompletnie nic wspólnego, a i umieranie nie będzie miało. To zapewne dlatego tak bardzo się śmierci boimy i dlatego na wszelkie sposoby staramy się ją „oswoić”. W „Rozmowie Gościa”, którą publikujemy w bieżącym numerze, Marcin Jakimowicz pyta między innymi o to, czy można śmierć „poklepać” po ramieniu albo przynajmniej od jej tematu uciec. Jego rozmówca, ks. Piotr Śliżewski, autor książki „Śmierć. Nowy początek”, odpowiada, że w pewnym sensie uciec można, choćby w kierunku takich aktywności, które zajmują nasz umysł i odciągają od myślenia o śmierci. Dodaje jednak: „Tylko czy taka ucieczka przyniesie dobre owoce? Przecież negowanie faktów nie doprowadzi do cudu wskrzeszenia. Życie to nie zabawa w chowanego, gdzie świetna kryjówka sprawi, że nikt nas nie znajdzie. Codzienność weryfikuje doświadczenie straty: przecież nasi bliscy byli nam bliscy z konkretnego powodu. Skoro ich nie ma, to również nasze życie jest inne. Śmierć mówi o końcu czegoś, co powoduje konsekwencje. Jeśli ich nie przyjmiemy, pozbawiamy nasze życie realizmu… Na szczęście koniec jednej rzeczywistości otwiera nas na nowość tego, co dokonuje się w wyniku tego końca…”.
Otóż to. Odnoszę czasami wrażenie, że usiłując jak gdyby terapeutycznie pomóc czy to człowiekowi zmagającemu się z traumą odchodzenia z tej ziemi, czy to przeżywającemu żałobę, za mało mówimy o tym, w co – po śmierci – wierzymy. To oczywiście zrozumiałe, cierpiącemu należą się szacunek, delikatność i wsparcie. Trzeba wiedzieć, kiedy i jak o tych sprawach mówić, żeby nie osiągnąć skutku odwrotnego od zamierzonego, a przynajmniej nie być posądzonym o stosowanie tanich pocieszeń. Jeśli jednak my, jako wierzący w Chrystusa („Ja jestem życiem” – powiedział o Sobie), mówiąc o umieraniu, zupełnie pominiemy wątek żywego Boga, to z pewnością będzie to zaniedbanie. Śpiewany przez Sanah wiersz kończy się słowami: „Czemu ty się, zła godzino,/ z niepotrzebnym mieszasz lękiem?/ Jesteś – a więc musisz minąć./ Miniesz – a więc to jest piękne”. Super, prawda? Wierzymy przecież, że śmierć przyjdzie. I minie. A potem czeka nas już tylko życie.
ks. Adam Pawlaszczyk Redaktor naczelny „Gościa Niedzielnego”, wicedyrektor Instytutu Gość Media. Święcenia kapłańskie przyjął w 1998 r. W latach 1998-2005 pracował w duszpasterstwie parafialnym, po czym podjął posługę w Sądzie Metropolitalnym w Katowicach. W latach 2012-2014 był kanclerzem Kurii Metropolitalnej w Katowicach. Od 1.02.2014 r. pełnił funkcję oficjała Sądu Metropolitalnego. W 2010 r. obronił pracę doktorską na Wydziale Prawa Kanonicznego UKSW w Warszawie i uzyskał stopień naukowy doktora nauk prawnych w zakresie prawa kanonicznego.