Beatyfikacja Jana Pawła II - Co się stało z pokoleniem JP2? Wyszło na włoskie autostrady.
Jest 1 maja, godz. 23.06, Castel Sant’Elia, 40 km od Rzymu. Prawie 12 godzin temu zakończyła się beatyfikacja Papieża Polaka. Trudno zebrać myśli… Zacznijmy od początku.
Kwiecień 2005: papież umarł. Kto może, jedzie na pogrzeb. Kto nie może, bo akurat oczekuje narodzin dziecka, modli się w domu i płacze. W czasie pogrzebu w Rzymie wołają „Santo subito”. Tylko nie subito – myślę. – Najpierw trzeba odchować dzieci i dopiero wtedy santo. Obiecuję sobie, że na beatyfikację pojadę.
Grudzień 2010: wiadomość, na którą czekał cały świat. I pierwsza myśl: „Nie da się”… Bo choć dzieci odchowane, to praca, dom, finanse, finanse, dom, dzieci…
Styczeń 2011: spotkanie z przyjacielem: „Nie jedziecie na beatyfikację? Jedziecie! Ja wam załatwię”. Nie bardzo wierzę, że są tuż pod Rzymem wspaniali polscy michalici, którzy przed obcymi pielgrzymami otworzą podwoje klasztoru.
28 kwietnia 2011: ruszamy. Za kierownicą mąż, z tyłu Piotr, nasz kolega fotograf. Jedzie też jego córka i ktoś jeszcze. Na przedniej szybie – beatyfikacyjna winietka: zdjęcie Jana Pawła II. Zrobił je właśnie Piotr. Papież patrzy mu prosto w oczy. Gdy robił to zdjęcie, wiedział, że Ojciec Święty mu błogosławi. Na granicy polsko-czeskiej spotykamy polskie siostry zakonne. Dają nam biało-żółte flagi, którymi dekorujemy samochód.
29 kwietnia: Granica czesko-austriacka wita deszczem i zimnem. Mijamy coraz więcej samochodów z polskimi rejestracjami. Krótka przerwa gdzieś na stacji benzynowej. Obsługa baru z niedowierzaniem obserwuje niecodziennych gości: są jacyś księża, grupa żołnierzy z Przasnysza, samochody prywatne. Bogumiła i Karolina z Krakowa uginają się pod wielkimi plecakami. Stoją przy parkingu od 3 godzin i czekają na… kolejną okazję. Jadą do Rzymu autostopem. Od dwóch dni. Granica austriacko-włoska. Leje coraz bardziej. We Florencji niechciany postój, czyli korek. W korku, ślimacząc się, mijamy kolejne polskie samochody i autokary: Kraków, Warszawa, Pcim i Toruń. Coraz bardziej biało i czerwono. Na kolejnym przystanku, czyli stacji benzynowej, mamy już niezbite dowody, że stacja jest polska. Na dwóch Włochów przypada dwustu Polaków. Spotykamy kolejnych studentów autostopowiczów. Znamy odpowiedź na nurtujące publicystów pytanie, co się stało z pokoleniem JP2. Wyszło na włoskie autostrady. Godzina 20.00. Jesteśmy w Castel Sant’Elia. Alleluja! Wita nas ks. Piotr Burek, przełożony michalickiego domu. Po dwóch dniach jazdy nawet nie mamy siły podziękować za gościnę.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Agata Puścikowska