Ślub brytyjskiej pary książęcej śledziły dwa miliardy widzów. Spragnieni baśniowych kadrów? Z nostalgii za monarchią czy z tęsknoty za uporządkowanym światem? Nieważne. Ważne, że sytuację tę znakomicie wykorzystali pasterze Kościoła anglikańskiego – wygłosili imponującą katechezę o sakramencie małżeństwa.
Kiedy 30 lat temu książę Karol ślubował Dianie, Umberto Eco napisał, że Londyn zamienił się w wielkie studio telewizyjne. Tym razem stał się nim niemal cały glob. Relację z uroczystości zaślubin Kate i Williama, dzięki przekazowi z 60 kamer angielskiej BBC, umieszczonych w Westminster Abbey, transmitowały prawie wszystkie stacje telewizyjne świata. Złożenie przysięgi małżeńskiej można było śledzić za pośrednictwem Twittera i Facebooka. A było na czym zawiesić oko. W opactwie Westminster zgromadziła się śmietanka towarzyska, polityczna, artystyczna świata. Imponujący pokaz mody, elegancji, wyczucia i smaku, choć kapelusze dam wprawiały w zdumienie wielu komentatorów.
Zgodnie z etykietą królewskiego dworu, obowiązywały ścisłe kroje i kolory: wykluczona biel i czerń, nagie ramiona, głębokie dekolty, spódnice mini, fraki i muszki; nakazane spódnice lub sukienki do kolan, płaszcze i marynarki lekko zakrywające spódnicę. Były meloniki, białe rękawiczki, wymiany ciepłych uśmiechów, dystyngowane ukłony. Wchodzących do katedry witał Rowan Williamson, biskup Canterbury, prymas Anglii. Starsi członkowie rodziny królewskiej podjeżdżali pod wejście główne Rolls-Roycami, młodsi za nimi Land Roverami. Zgrabne połączenie tego, co stare, z tym, co symbolizuje tzw. modernité. Kawaleria wojskowa, fanfary, dzwony (po ślubie dzwony Westminster Abbey wykonały trzygodzinny karylion). Strzelista gotycka katedra, czerwone dywany, chór o anielskich głosach, muzyka rodem z raju. Spektakl, którego był spragniony świat. Ale nie tylko ze względu na splendor i baśniową aurę, którą można było się naprawdę nasycić.
Unikatowy był też spektakl przygotowań do ślubu: pedantyczne czyszczenie Londynu, próby. Znana była lista gości, trasa przejazdu ślubnego orszaku, spis kreacji (świat ekscytował się tym, w jakich spodniach pojawi się Gordon Brown, premier Wielkiej Brytanii – miał ubrać zwykły garnitur, „bo jest kryzys”. Przyszedł w stroju galowym, pani Brown przekornie założyła skromną sukienkę bez kapelusza, co okrzyknięto wielkim faux pas). Witryny brytyjskich sklepów oblepione były wizerunkami książęcej pary, podobnie jak T-shirty, kubki, talerze, obrusy, ciasta. Dla dziewczynek przygotowano (za jedyne 195 dolarów) lalki Kate (w chabrowej sukience i z repliką szmaragdowego pierścionka zaręczynowego, który należał niegdyś do księżnej Diany). Setki portali tworzyło strony poświęcone Kate i Williamowi. Bezmyślne szaleństwo, resentymenty kulturowe, miłość do monarchii czy tęsknota za tym, co nieosiągalne? A może świat chce upajać się widokiem i historią pięknej i kochającej się pary? Może tak dalece zatracił sens małżeństwa, że – choć sam nie przyzna się przed sobą – szuka jego wzoru? Z drugiej strony królewskie śluby zawsze miały pokaźną publikę. Choć tym razem przekroczyła ona wszelkie oczekiwania.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Joanna Bątkiewicz-Brożek