Kolejną dobę trwają poszukiwania ratownika górniczego, który zaginął w czwartek w kopalni "Krupiński". Zastępy ratownicze penetrują nie tylko chodnik uważany dotąd za najbardziej prawdopodobne miejsce, w którym mógłby znajdować się zaginiony. Przeszukują też sąsiednie wyrobiska.
W czwartek wieczorem w kopalni "Krupiński" w Suszcu doszło do zapalenia metanu. Zginęły dwie osoby - jeden górnik i jeden z ratowników, którzy pospieszyli z pomocą. 11 poszkodowanych trafiło do szpitali. Kolejny ratownik jest poszukiwany.
Za niemal pewne miejsce, w którym powinien się znajdować zaginiony, uważano chodnik nadścianowy 820 m pod ziemią, tam byli też inni poszkodowani. Według Wyższego Urzędu Górniczego (WUG), do soboty ratownikom, prowadzącym akcję w ekstremalnych warunkach, udało się spenetrować około 150 m tego wyrobiska, do sprawdzenia zostało jeszcze około 600 m.
Rzeczniczka Jastrzębskiej Spółki Węglowej, do której należy kopalnia, Katarzyna Jabłońska-Bajer, powiedziała w niedzielę PAP, że obecnie ratownicy szukają zaginionego nie tylko w tym chodniku, ale też sąsiednich wyrobiskach.
"Mieli też z poziomu 600 wchodzić do pochylni (korytarz łączący dwa chodniki na różnych poziomach-PAP) i kontynuować poszukiwania w kolejnym odcinku chodnika nadścianowego - powyżej miejsca, które uznawano za pewne, w którym powinien być ratownik, jednak go tam nie znaleziono" - powiedziała rzeczniczka.
Jabłońska-Bajer zaznaczyła, że warunki na dole ciągle się zmieniają. W sobotę zastępy ratownicze trzeba było wycofać do bazy ze względu na wysokie stężenia metanu. Ratownicy wrócili do poszukiwań tego dnia wieczorem.
Aby obniżyć stężenie metanu i innych gazów, wydzielających się w wyniku pożaru, cały czas trwa wentylowanie zagrożonego rejonu. Dla ratowników największym utrudnieniem w prowadzeniu akcji była od początku bardzo słaba widoczność i wysoka temperatura.
Równocześnie z poszukiwaniem zaginionego ratownika, prowadzone są prace przygotowawcze do odizolowania rejonu pożaru przeciwwybuchowymi tamami. Kiedy już ratownik zostanie odnaleziony i przetransportowany na powierzchnię, zagrożony rejon zostanie prawdopodobnie otamowany, aby odciąć dopływ powietrza do niego i ugasić pożar.
W chwili wypadku w zagrożonym rejonie pod ziemią były 32 osoby; 20 z nich bez poważniejszych obrażeń wyjechało na powierzchnię. Obecnie dziewięciu poszkodowanych górników znajduje się w Centrum Leczenia Oparzeń w Siemianowicach Śląskich, dwaj lżej ranni - w szpitalu w Jastrzębiu Zdroju. Mają poparzone od 10 do 50 proc. powierzchni ciała.