Polemika o Śląsku - Losy tego regionu są poplątane i bolesne. Przed II wojną światową tereny, na których żyła moja rodzina, zarówno ze strony matki, jak i ojca, leżały po niemieckiej stronie granicy, w okolicy Gliwic.
A granica ta była za miedzą, dosłownie 1,5 km od naszego rodzinnego domu. Ale najciekawsze zaczęło się po wojnie. Nowe władze stwierdziły, że ludność miejscowa to przecież Niemcy. Ci Niemcy, z którymi wojowali i nad którymi odnieśli zwycięstwo. Do tego napłynęła ludność ze Wschodu. Nagle okazało się, że rodowity mieszkaniec jest człowiekiem drugiej kategorii.
Mojego ojca zmuszono do zmiany niemiecko brzmiącego imienia na… polskie (…). Dla rodowitych Ślązaków nie było możliwości awansu czy zdobycia wykształcenia, przecież oni byli Niemcami! Tak oto żyło się na tych terenach przez cały PRL. Szykany ze strony władzy, sąsiadów, kolegów z pracy. Nieludzki komunizm dolewał tylko benzyny do tego społecznego ognia.
Po roku 1989 sytuacja wcale nie była lepsza. Osobiście przez całą szkołę średnią wypowiedziałem w gwarze śląskiej kilka słów. Bo przecież gwara śląska to wieś, chamstwo i obciach, więc „miastowi” mieli rozrywkę i kabaret. Dopiero na studiach spotkałem wykładowców, którzy ze sobą mówili po śląsku i się tego nie wstydzili.
Tak więc autonomia śląska to nie tylko wymysł RAŚ. Powiedziałbym, że jest to balsam na pokaleczone serca mieszkańców tej ziemi – takich jak ja i moi koledzy. Ludzi, którzy nie czują się Niemcami, ale Polska zawsze ich miała za gorszych, odtrącała ich, wyśmiewała (…). Zatem kim jestem? Chyba tylko Ślązokiem!!!
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Jan Mocha