Człowiek ma być sobą wszędzie, a nie tylko w wyznaczonym miejscu.
Zobaczyłem w sieci baner jednej z partii politycznych, zaczynający się słowami: „Miejsce religii jest:”, a pod spodem, obok stosownych zdjęć, pytania: „w szpitalu? w szkole? w kościele?”. Przy dwóch pierwszych kwestiach widniały duże napisy „Nie!”, a przy trzeciej napis „Tak!”.
Zadumałem się. Miejsce religii jest w kościele? Nie w szkole i nawet nie w szpitalu? To tak, jakby powiedzieć, że miejsce chleba jest w piekarni albo że miejsce książek jest w drukarni. Gdybym chciał, żeby ludzie nie jedli chleba albo nie czytali książek, tobym się domagał właśnie tego: żeby te rzeczy nie opuszczały miejsca ich powstania. Perorowałbym: Jak kto głodny albo spragniony lektury, to niech zaspokaja swoje potrzeby w miejscach do tego przeznaczonych!
Wygląda to „tolerancyjnie” – no przecież macie swoje miejsce, nikt wam nie broni modlić się w kościele. Możecie tam sobie świadczyć „usługi zbawiennicze” (określenie jednego polityka), a my tylko oczekujemy, że nie wyjdziecie z tymi swoimi fanaberiami na zewnątrz, tam, gdzie ludzie mają prawo…
No właśnie – do czego? Do tego, żeby nikt nie wiedział, co jest treścią naszego życia? Jeśli tak, to jakim prawem ci wszyscy politycy wyłażą na płoty, słupy i wiaty przystankowe z dużo mniej istotnymi rzeczami, przekonując, że ich opcja polityczna jest najlepsza, że ich mam poprzeć, ich wybrać? Jakim prawem wyskakują mi z telewizora, z radia i z telefonu, próbując mnie przeciągnąć na swoją stronę? Niechby sobie politycy politykowali tylko w siedzibach swoich partii, a jak kto ciekawy, to do nich przyjdzie, nie?
No właśnie nie. Każde środowisko, które zamyka się i ogranicza tylko do siebie, szybko jałowieje i umiera. Jesteśmy ludźmi, a nie jakimiś zombiakami snującymi się po ulicy, a odżywającymi tylko w swoich enklawach. Ludzki rozwój bierze się głównie z tego, że nawzajem sobie przekazujemy swoje doświadczenia. Próby ograniczania możliwości dzielenia się z innymi są dążeniem do zubażania wszystkich. Szczególnie dotyczy to kwestii wiary.
Jezus mówi: „Idźcie i czyńcie uczniów ze wszystkich narodów”. Dla tych, którzy uznają Go za swojego Pana, to jest nakaz ważniejszy od wszelkich innych. Wynika z niego, że nie wystarczy nawet głoszenie Ewangelii, ale trzeba przysparzać Jezusowi uczniów. Dlatego chrześcijaństwo jest misyjne i jeśli ktoś chce wyznawców Chrystusa schować w kościołach, nie osiągnie celu. Gdyby mu się to z jakąś wspólnotą udało, to by znaczyło, że ona nie była chrześcijańska.
Można oczywiście zepchnąć Kościół do katakumb, ale on i tam pozostaje misyjny – a nawet szczególnie tam, bo w katakumbach się modli, a potem z nich wychodzi i robi swoje. Czyli Boże.
KRÓTKO:
Urabianie państw
Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu próbuje zmusić Bułgarię do instytucjonalizacji związków jednej płci. Dwie obywatelki tego państwa w 2016 r. zawarły „małżeństwo” w Wielkiej Brytanii. Gdy wróciły do kraju, jedna z nich zażądała odnotowania w dokumentach stanu cywilnego, że jest „w stanie małżeńskim”. Burmistrz odmówił, argumentując, że bułgarskie prawo definiuje małżeństwo jako związek kobiety i mężczyzny. Bułgarskie sądy przyznały rację burmistrzowi, więc kobiety odwołały się do ETPC, ten zaś orzekł, że Bułgaria uchybiła „obowiązkowi” instytucjonalizacji związków jednopłciowych, co wywnioskował z art. 8 Konwencji o ochronie praw człowieka. Mowa tam, że „każdy ma prawo do poszanowania swojego życia prywatnego i rodzinnego”. Informujący o tym Instytut Ordo Iuris przypomina, że obecnie możliwość sformalizowania związków jednopłciowych istnieje w 30 państwach członkowskich Rady Europy, w tym w 18 z nich nazywa się to „małżeństwo”, a w 12 „związek partnerski”. Polska jest jednym z pozostałych 16 państw, w których sprawa ta… jest uregulowana. Tyle że prawidłowo.
Dobre i to
Węgry wprowadzają obowiązek zapoznawania kobiet, które chcą dokonać aborcji, z biciem serca ich dzieci. Na Węgrzech wciąż obowiązuje prawo zezwalające na aborcję do 12. tygodnia ciąży, więc każdy sposób ograniczenia tego zabójczego procederu jest wart uznania.
Franciszek Kucharczak