Synod jest już za półmetkiem. Co mogę o tym czasie powiedzieć?
Bałbym się Kościoła, który jest zwartym monolitem wykluczającym przestrzeń na rozmaite poglądy, różnice zdań, odmienne podejścia, w którym się nie rozmawia, nie słucha siebie nawzajem, nie rozeznaje. Jeśli taki byłby Kościół – przy całej złożoności tworzących go lokalnych społeczności i specyfice ludzi wywodzących się z odmiennych kręgów kulturowych, różnych kontynentów, tradycji, doświadczeń historycznych oraz innych procesów dziejowych – przypominałby raczej sektę niż wspólnotę ludzi wolnych, zjednoczonych we wspólnej wierze i miłości. Prawda jest taka, że Kościół nigdy w swej historii monolitem nie był i nigdy nim nie będzie. Tęsknota za taką wizją i próba jej realizacji to w gruncie rzeczy dążenie do wyeliminowania z tej wspólnoty tych, którzy naszej wizji nie chcą się podporządkować. Nie znaczy to, że nie powinniśmy wierzyć w słuszność naszych racji. Wyjeżdżając na synod do Rzymu, byłem przekonany, że istotą czasu synodalnych spotkań nie będzie wprowadzanie zmian doktrynalnych, ale poszukiwanie nowych duszpasterskich rozwiązań dla Kościoła, po to, aby skuteczniej ewangelizować i lepiej odpowiedzieć na wyzwania, które przed eklezjalną wspólnotą stawia współczesny świat. Również teraz właśnie na to kładę akcent, gdy w takiej czy innej formie mam okazję przedstawiać moje stanowisko.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Aleksander Bańka