Popularność prezydenta Francji Nicolas Sarkozy'ego na rok przed wyborami jest tak znikoma, że wypada on w sondażach gorzej, niż którykolwiek z prezydentów Republiki na tym samym etapie pierwszej kadencji - pisze tygodnik "Le Point".
W piątek Sarkozy rozpoczął ostatni rok swej prezydentury z "ciężkim deficytem popularności".
Wybrany 6 maja 2007 roku prezydent uzyskał wówczas 53 proc. głosów. Na początku ostatniego roku jego kadencji niektóre sondaże prognozują wręcz, że w wyborach w 2012 roku Sarkozy zostanie wyeliminowany już w pierwszej turze.
Nikt jednak nie wątpi, że Sarkozy będzie walczył o drugą kadencję, a Pałac Elizejski już rozpoczął kampanię promocyjną.
W wydanej właśnie w nakładzie 3,5 mln egzemplarzy broszurce prezydenta broni również jego partia UMP (Unia na rzecz Ruchu Ludowego), kładąc raczej nacisk na "katastrofy, których zdołał Francji oszczędzić", niż na niezrealizowane, a obiecywane na początku prezydentury reformy.
"Le Point" przypomina, że na okres rządów Sarkozy'ego przypadł kryzys finansowy lat 2008 - 2009, który kosztował Francję 400 tys. miejsc pracy zlikwidowanych w ciągu tych dwóch lat - jak podaje krajowy instytut statystyki - co utrudniło realizację haseł wyborczych prezydenta, który obiecywał między innymi wzrost i bardziej elastyczna politykę zatrudnienia.
Podjęte ostatnio próby odzyskania popularności pogorszyły jeszcze notowania Sarkozy'ego - konstatuje "Le Point". Zbyt drastyczne stanowisko w sprawie imigracji, tożsamości narodowej i bezpieczeństwa okazały się "katastrofalnymi" pomysłami, które przyczyniły się do dalszej utraty popularności prezydenta, ale przysporzyły głosów szefowej ultra-prawicowego Frontu Narodowego - Marine Le Pen.
"Ciężki deficyt popularności" prezydenta skłania na razie Pałac Elizejski i liderów UMP do liczenia na to, że kandydat wysunięty przez socjalistów okaże się na tyle słaby, że zmieni nastawienie Francuzów do Sarkozy'ego - podsumowuje "Le Point".