Kim są rodzice, którzy stracili dziecko przed jego przyjściem na świat? Czy mogą nazywać się rodzicami, skoro nie doświadczyli narodzin? Społecznie nikt ich nie traktuje jako mamę i tatę, a przecież wiedzą, że mieli dziecko, a teraz ono nie żyje.
Kiedy umiera mąż, jest się wdową, gdy umiera rodzic, jest się sierotą – a kim jestem ja, która straciłam dzieci? – pyta Aleksandra Kłos-Skrzypczak. Jest mamą. Mamą tzw. „tęczowych dzieci”, które przyszły na świat po tym, jak ich rodzice doświadczyli utraty ich rodzeństwa. I jest mamą tych dzieci, które odeszły, bo doświadczyła poronień i martwego urodzenia. – To ból, którego nie jesteśmy w stanie opisać słowami, trauma, stygmatyzacja, społeczne tabu – pani Ola wymienia wciąż intensywne przeżycia. – Społeczny dyskurs deprecjonuje życie poczęte, na jego wczesnym etapie mówi się, że to tylko zlepek komórek, płód. Kobiety, które poroniły, mają w związku z tym dysonans. Bo jak mówić o kimś, kogo nikt nie widział, nikt nie czuł?
– My rodzice po stracie jesteśmy! Proszę nas zobaczyć. Proszę wsłuchać się w to, jakie mamy pytania – słowa pani Oli brzmią prosto, nawet powściągliwie, ale jest w nich, poza ogromnym ładunkiem emocjonalnym, również bardzo konkretnie sformułowane zadanie, jakie stanie przed ludźmi, którzy nie zbagatelizują tej prośby. Chodzi o najbliższych, którzy często w dobrej wierze, chcąc pocieszyć, pomniejszają to, co się wydarzyło. Zamiast towarzyszyć, czekać, milczeć, wypowiadają raniące słowa typu: „jeszcze wszystko się ułoży”, „jesteście młodzi, następnym razem się uda”. Nie traktują tej śmierci jako czegoś realnego.
Kolejna grupa, od której przez lata nie wymagano ani wrażliwości, ani psychologicznej wiedzy, to personel medyczny. To właśnie w szpitalach na oddziałach patologii ciąży kobiety po poronieniu bywają najbardziej niezrozumiane i upokarzane. I wreszcie Kościół. Rola duszpasterza jest nie do przecenienia. – Dla wierzących rodziców często najtrudniejsze jest pytanie: gdzie jest moje dziecko? – mówi Aleksandra Kłos-Skrzypczak. – Dziecko, które dodajmy nie zostało ochrzczone. Teologia na przestrzeni wieków próbowała wypracować odpowiedź. Jak nie odebrać nadziei na zbawienie dziecka, które ma od poczęcia nieśmiertelną duszę, ale które nie otrzymało zbawienia w sakramencie chrztu. Przez wieki funkcjonowała w Kościele teoria limbusa, według której dusze nieochrzczonych dzieci idą do otchłani – „limbus puerorum”. Dopiero w roku 2007 Międzynarodowa Komisja Teologiczna, ogłaszając dokument zatytułowany „Nadzieja zbawienia dla dzieci, które umierają bez chrztu”. Autorzy tego dokumentu podkreślają, że istnieją „poważne podstawy teologiczne i liturgiczne do nadziei, że dzieci zmarłe bez chrztu doznają zbawienia i zażywają błogosławionego szczęścia”.
Dr Aleksandra Kłos-Skrzypczak jest z wykształcenia socjologiem i teologiem, nauczycielem akademickim – w audycji Radia eM „Czas kobiet” opowiada o planach powołania archidiecezjalnego centrum wsparcia dla rodzin po stracie dziecka.
Dominika Szczawińska