Narzekamy na kłótnie i chcemy zgody narodowej, ale na wybory idziemy wkurzeni i głosujemy nie za kimś, ale przeciw komuś.
16.10.2023 16:32 GOSC.PL
Z mobilizacją elektoratu Koalicji Obywatelskiej zetknąłem się osobiście parę tygodni temu, po jednej z radiowych pogadanek politycznych, w której brałem udział. W programie publicyści, którzy często bywają, stawiali tezy ani ostrzejsze, ani łagodniejsze niż zwykle – a w społecznościówkach eksplozja. Dawno nie widziałem po zwykłym radiowym poranku takiego wzmożenia i tylu komentarzy. Negatywnych, rzecz jasna.
To anegdota, a najlepszym wskaźnikiem mobilizacji jest oczywiście frekwencja. Od dłuższego czasu dwie największe partie zajmowały się wyłącznie podgrzewaniem nastrojów swojego elektoratu, bo też szans na zdobycie wyborców przeciwnika i tak żadna strona nie miała. Jedni straszyli Tuskiem, drudzy Kaczyńskim i to przyciągnęło do urn 3/4 wyborców, najwięcej w dziejach III RP.
Ta strategia miała też swoje ograniczenia. W przypadku Koalicji Obywatelskiej problemem okazało się to, że antypis mógł głosować też na inne partie. Skorzystała na tym Trzecia Droga. Od dłuższego czasu traktowana w opozycyjnych mediach z taką sympatią, z jaką saudyjski sunnita odnosi się do chrześcijanina arabskiego pochodzenia, była – sądzę, że właśnie z tego powodu – niedoszacowana w sondażach. Teraz Donald Tusk będzie musiał z nią współpracować, żeby stworzyć rząd.
Z kolei kłopotem Prawa i Sprawiedliwości było przede wszystkim to, że oprócz strategii antytuskowej jego sztabowcy nie wymyślili nic innego. Pomysły socjalne nie poprawiały sondaży (800 plus), albo nawet ich nie zauważano (darmowe prawo jazdy). Wielkie inwestycje są już realizowane, czasem zresztą z kłopotami, więc trudno ciągle się nimi chwalić. Dzięki łaskawości Unii Europejskiej tuż przed wyborami doszedł jeszcze temat migracji, ale poza tym od pewnego momentu był głównie Tusk. W dodatku kampanijni planiści ewidentnie nie potrafili zrozumieć, dlaczego parę lat temu coś zgrzytnęło w sondażach. Stwierdzili najwyraźniej, że to wina wyroku Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji i późniejszych ulicznych protestów – i zostawili temat, albo wręcz próbowali puszczać oko do proaborcyjnych środowisk. Nie przyszło im do głowy, że może Polacy nie są zachwyceni zamknięciem szkół i w ogóle polityką covidową przypominającą internetowy generator obostrzeń, albo postępowaniem w sprawie unijnego funduszu odbudowy. Żadnej z tych dwóch spraw nie udało się choćby wizerunkowo naprawić – wyborcy nie dostali niczego, po czym mogliby powiedzieć: „było źle, ale na szczęście potem...”. Koniec końców i tak wielu niezadowolonych zagłosowało na PiS, nie widząc lepszej ochrony przed powrotem Tuska. I wystarczyło to, by zająć pierwsze miejsce, ale zwycięstwa nie dało.
Nakręcone emocje trudno będzie teraz uspokoić, zresztą nie po to je podgrzewano. To nie znaczy, że nagle wybuchnie w Polsce prawdziwa wojna domowa, ale wojenka, którą oglądamy i w której często bierzemy udział, będzie trwać i trwać.
Jakub Jałowiczor