Karol Wojtyła – św. Jan Paweł II to ważna część naszego dobra wspólnego. Co mówi nam On o samym pojęciu tego dobra? Jakie rady daje naszej wspólnocie?
16.10.2023 11:38 GOSC.PL
W jednym ze swoich pism filozoficznych Karol Wojtyła napisał, że „społeczeństwo nie jest po prostu wspólnotą”. Aby jakakolwiek grupa czy instytucja społeczna stała się wspólnotą, muszą być spełnione pewne dodatkowe warunki. Jakie? Nawiązując do dzieła przyszłego Papieża, spróbuję omówić kilka z nich. Uczynię to w praktycznym nawiązaniu do naszych polskich realiów.
Pierwszy warunek bycia wspólnotą (a nie tylko grupą lub organizacją) polega na tym, że w danej społeczności jest wiele relacji „ja” – „ty”. Znaczy to, że ludzie nie są dla siebie anonimowi, lecz znają się osobiście. Więcej, są za siebie odpowiedzialni, a każdy przeżywa drugiego niemal „jak siebie samego”. Oczywiście, taka sytuacja może się w pełni zrealizować jedynie w grupach niedużych, np. w rodzinie. Jednak do pewnego stopnia jest to możliwe i w grupie dużej, na przykład w parafii. Im więcej jej członków wchodzi w osobiste relacje, tym bardziej mamy do czynienia ze wspólnotą. Wspólnotę bowiem tworzy sieć dobrych relacji międzyludzkich.
Drugi warunek bycia wspólnotą wiąże się z pojęciem dobra wspólnego. Na dobro wspólne danej grupy składa się wszystko, co wyraża ją lub służy jej jako grupie. Im więcej dobra wspólnego, tym więcej wspólnoty. Ludzie, których łączy tylko zamieszkiwanie jednego budynku, nie utworzą prawdziwej wspólnoty, nawet jeśli podmiot, który zawiązali, nazwiemy wspólnotą mieszkaniową. Stają się oni jednak rzeczywistą wspólnotą wtedy, gdy coraz więcej ich łączy: wspólny ogród, wspólny plac zabaw, wspólne rozmowy, czas spędzany razem itd.
I jeszcze jedna fundamentalna sprawa. Karol Wojtyła twierdził, że w prawdziwej wspólnocie dobro wspólne staje się dobrem własnym każdego jej członka, „dobrem własnym w tym znaczeniu, że człowiek jako osoba spełnia w nim siebie”. Chodzi po prostu o to, by działając „wspólnie z innymi” i dla innych, każdy czuł, że działa dla siebie lub realizuje siebie. Taką sytuację Wojtyła nazywał uczestnictwem, a jej pełny wyraz – solidarnością. (Czynił tak na kilkanaście lat przed powstaniem „Solidarności”). W postawie solidarności człowiek wyraża stałą „gotowość do przyjmowania i realizowania takiej części, jaka każdemu przypada w udziale z tej racji, że jest członkiem określonej wspólnoty. […] Mocą tej postawy człowiek znajduje spełnienie siebie w dopełnianiu innych”.
Gdybyśmy przeprowadzali kościelny i społeczny rachunek sumienia pod kątem wspólnoty, to – sądzę – najlepiej byśmy chyba wypadli w aspekcie warunku pierwszego, czyli relacji osobistych. Jesteśmy wciąż społeczeństwem rodzinnym i „relacyjnym”. Lubimy rozmawiać, lubimy zapraszać się do domu, lubimy się zatrzymywać, by po prostu nieoficjalnie pobyć razem, na przykład po niedzielnej Mszy Świętej. Niestety, ten ostatni zwyczaj – tak mówią mi moje obserwacje i co może być oznaką szerszego trendu „de-relacyjnego” – zaczyna słabnąć. Jego podtrzymywanie powinno być przedmiotem szczególnej troski duszpasterzy.
A co z postawą solidarności? Karol Wojtyła przeciwstawiał ją postawie konformizmu, w którym „prawdziwe uczestnictwo zostaje zastąpione pozorem uczestnictwa, powierzchownym dostrajaniem się do innych, bez przekonania i bez autentycznego zaangażowania”. Czy w naszym życiu religijnym i kościelnym nie jest tak, że więcej w nim konformizmu niż solidarności? Konformistę od człowieka solidarności odróżnia to – tak mówi teoria Wojtyły – że w sytuacji, gdy we wspólnocie coś idzie źle, pierwszy się wycofuje (unik), a drugi reaguje postawą szlachetnego sprzeciwu. Być może to rozróżnienie pozwala nam zrozumieć, dlaczego jedni odchodzą z Kościoła, a inni w Nim pozostają i walczą o Kościół przeciw złu, które w Nim się pojawia. Po prostu Kościół i jego dobro „leży im na sercu”.
Jeszcze parę słów o dobru wspólnym. Przemiany społeczno-kulturowe – uwidocznione m.in. w ostatnich wyborach – sprawiają, że jako Polacy mamy coraz mniej dobra wspólnego. Warto jednak, pomimo naturalnych i sztucznych podziałów, tego dobra szukać i je wzmacniać. Bez niego nie będziemy przecież – jako Polacy – stanowić wspólnoty. A w tym dobru poczesne miejsce zajmuje Karol Wojtyła – św. Jan Paweł II.
Przed wyborami słyszałem audycję radiową, w której jeden z polityków powiedział mniej więcej coś takiego: „Jacy oni głupi? Bronią Jana Pawła II, a my go [już] nie atakujemy”. Oby ta wypowiedź, pomimo jej prześmiewczego charakteru, na stałe okazała się prawdziwa. Nie chodzi jednak ani o to, by Jana Pawła II atakować, ani o to, by go bronić. Chodzi tylko o to, by pamiętać, że bez Niego nasze dobro wspólne będzie istotnie uszczuplone, a nasza polska wspólnota będzie coraz mniej wspólnotą. Jan Paweł II to nasz symbol, nasza duma, nasz mąż stanu, nasz intelektualista i nasz święty. I w tym wszystkim „pozostał człowiekiem”; nawet tam (a może i najbardziej tam), gdzie mógł się mylić.
Pokaz multimedialny we Wrocławiu z okazji beatyfikacji Jana Pawła II ks. Rafał Kowalski / Foto GośćJacek Wojtysiak