Papież Franciszek w sprawie polityki klimatycznej i migracyjnej ustawia się w kontrze do powszechnej emocji społecznej.
11.10.2023 18:53 GOSC.PL
Pod koniec sierpnia w felietonie o „pornopolityce” pisałem, że zbliżające się wybory będą o niczym. Mamy oczywiście spór PiS kontra anty-PiS, ale w gruncie rzeczy trudno powiedzieć, jaką wizję Polski i świata prezentują partie. Stawiałem tezę, że główną przyczyną takiej miałkości są media społecznościowe i królujące w nich narracje tożsamościowe. Nie wyczerpuje ona jednak odpowiedzi na pytanie o źródła banalizacji polityki.
Ciekawy trop, który uzupełnia namysł nad tym problemem, podsuwa Jacek Sokołowski w swojej najnowszej książce „Transnaród”. Wskazuje on, że po 15 latach podziału wokół stosunku do PRL, i po kolejnych 15 latach, kiedy osią konfliktu była relacja wobec transformacji (wygrani vs przegrani), znaleźliśmy się w momencie przejściowym. W efekcie ani politycy, ani liderzy opinii, nie bardzo wiedzą, o czym mają być te wybory. Dryfują zatem, szukając jakichś pojedynczych podmuchów, które gasną równie szybko, jak się pojawiły.
Sokołowski sugeruje, że nowy konflikt organizujący życie polityczne będzie dotyczył spraw zagranicznych. Pytanie, co konkretnie w tych uwarunkowaniach międzynarodowych będzie esencją polityki w najbliższych latach. W moim odczuciu pewną wskazówkę dają nam wybory w dwóch niemieckich krajach związkowych, Bawarii i Hesji, które odbyły się w ubiegłą niedzielę.
Ich wyniki wskazują, że kluczowym podziałem nie będzie już ten na prawicę i lewicę. Najważniejszym tematem staje się stosunek wobec imigracji oraz polityki klimatycznej. Bardzo dobry wynik Alternatywy dla Niemiec to co najmniej żółta kartka dla niemieckiego establishmentu politycznego, a zarazem dwóch flagowych projektów politycznych – klimatycznego Energiewende oraz imigracyjnej Willkomenskultur. Niemcy, którzy na forum unijnym forsowali określony kształt polityki w tych obszarach, prawdopodobnie będą musieli dokonać dynamicznego zwrotu, aby dopasować się do nowego kierunku społecznego „wiatru”.
Naiwnością byłoby jednak cieszenie się z takiego obrotu spraw. Unia wkracza w okres ogromnych napięć, które z polskiej perspektywy wcale nie są korzystne. Co więcej, wyhamowanie agendy klimatycznej, w której UE ustalała nowe reguły gry także dla globalnych gigantów w postaci USA czy Chin (vide choćby wprowadzone kilka dni temu tzw. „cło węglowe”), będzie mieć negatywne konsekwencje dla sytuacji w krajach rozwijających się, a tym samym zwiększy jeszcze „nacisk” ze strony imigrantów.
W tle tych wszystkich procesów pojawia się właśnie najnowsza adhortacja papieża Franciszka „Laudate Deum”, która stawia się radykalnie w kontrze do narastających w całej Europie emocji. Papież nawołuje do przyśpieszenia działań na rzecz ochrony klimatu, a jednocześnie wzywa do większej solidarności z migrantami, którzy nie ze swojej winy decydują się na ryzykowną podróż na północ.
Jak to ze sobą pogodzić? Franciszek powołał do życia Ruch Laudato Si, który w Polsce reprezentowany jest przez Światowy Ruch Katolików na rzecz Środowiska. Z jego inicjatywy powstał program „Zielone parafie”, jak również inne działania promujące ideę sprawiedliwej transformacji. Jeśli bowiem polityka klimatyczna ma osiągnąć sukces, nie może ignorować interesów osób wykluczonych na bogatej Północy. Mowa tu zarówno o przybyłych już imigrantach, ale także choćby górnikach, którzy tracą pracę z powodu zamykania kopalń, czy osobach doświadczających ubóstwa energetycznego.
Stąd, Drogi Czytelniku, pora zadać sobie pytanie – czy chcesz iść za prostą, realistyczną emocją, która zasadnie oburza się na koszty polityki klimatycznej czy imigracyjnej, czy jednak wolisz pójść marzycielską drogą proponowaną przez papieża Franciszka i zaangażować się w budowę bardziej solidarnego świata, choćby na poziomie własnej parafii.
Odpowiedź należy do Ciebie. To wszystko nie jest łatwe. Nie zdziw się tylko, że wybierając dziś „realistyczną” opcję numer 1 nie tylko zachęcimy migrantów do przybywania do Europy, ale nie wypracujemy też rozwiązań, jak sobie z tym napływem poradzić, bo i tak go w pełni nie powstrzymamy. No chyba, że po cichu zgadzamy się na topienie łodzi i strzelanie do naszych bliźnich forsujących płot. Czy to jest poświęcenie (innych), na jakie jesteśmy gotowi?
Marcin Kędzierski