Nad budżetem powinno się pracować wtedy, gdy będą znane wskaźniki ekonomiczne na przyszły rok - uważa szef klubu PiS Mariusz Błaszczak. Według niego, projekt jest "kolejną fikcją wyborczą" rządu i został przyjęty po to, by "obiecać złote góry" przed wyborami.
Rząd przyjął w czwartek projekt budżetu na 2012 r. Zakłada on, że deficyt nie przekroczy 35 mld zł, dochody budżetu wyniosą 292,7 mld zł, zaś wydatki nie będą wyższe niż 327,7 mld zł. Projekt budżetu na 2012 r. skonstruowano przy założeniu wzrostu PKB o 4 proc. i inflacji średniorocznej o 2,8 proc. Bezrobocie na koniec przyszłego roku ma wynieść 10 proc.
"To kolejna fikcja rządu Donalda Tuska. Powtarza się scenariusz, który już raz przerabialiśmy w 2009 r., kiedy uchwalono budżet nierealny, a następnie po zakończeniu kampanii wyborczej budżet był nowelizowany" - komentował w Sejmie w rozmowie z dziennikarzami przyjęcie przez rząd projektu budżetu Błaszczak.
"PiS wówczas mówiło, że wskaźniki są nierealne. Teraz też wskaźniki są nierealne: bezrobocie obecnie wynosi 13 proc., w projekcie budżetu ma być 10 proc. W jaki sposób rząd zamierza doprowadzić do zmniejszenia bezrobocia, skoro pieniądze na aktywne formy wspierania bezrobotnych zostały zmniejszone?" - pytał.
Według niego, prace nad budżetem powinny toczyć się "na podstawie realnych wskaźników".
"Jeżeli rząd zakłada inflację na poziomie poniżej 3 proc., a dziś mamy inflację powyżej 4 proc., to widać, że jest to wielką fikcją wyborczą" - podkreślił.
"Skoro te wskaźniki będą znane późnym latem, to wówczas należy pracować nad budżetem, a nie przykładać kalendarz wyborczy do prac nad budżetem. Chodzi o to, co zwykle robi Donald Tusk - żeby obiecać wszystkim złote góry. A po wyborach - zobaczymy. To filozofia rządu PO-PSL" - podkreślił Błaszczak.