O strachu Żydów przed Arabami i optymizmie na Bliskim Wschodzie z prof. Szewachem Weissem rozmawia Jacek Dziedzina
Szewach Weiss – politolog, dyplomata, b. ambasador Izraela w Polsce, b. przewodniczący Knesetu, przyjaciel Polski, mieszka w Izraelu
Jacek Dziedzina: Izrael jest coraz bardziej osamotniony na Bliskim Wschodzie. Boi się Pan?
Prof. Szewach Weiss: – Według tradycji żydowskiej, trzeba się bać, ale nie można wpadać w histerię. Trzeba być ostrożnym, mądrym, obserwować wszystko, słuchać, czuć, co się dzieje. To jest część odpowiedzialności liderów. To nie jest wstyd się bać, byle bez histerii.
A nie ma teraz histerii w Izraelu? Rewolucje w krajach arabskich, poczynając od upadku proizraelskiej dyktatury Mubaraka w Egipcie, chyba nie pozwalają Wam spać spokojnie?
– Zacznę od Iraku, o którym nikt nie mówi w tym kontekście. Ten kraj przechodzi transformację demokratyczną. To trwa długo. Czasami rewolucje wewnętrzne z pomocą zewnętrzną kończą się daleko od początkowych celów rewolucji. I ze strony Iraku nie mamy żadnego pokojowego sygnału w naszym kierunku. Po drugie z Egiptem mieliśmy ułożone normalne stosunki. I teraz z jednej strony czujemy solidarność z ludźmi, którzy walczą o wolność. Obchodzimy właśnie święto Pesach, które jest świętem wolności. Jako naród, który zdobył wolność polityczną, solidaryzujemy się z naszymi sąsiadami, którzy nie chcą żyć pod rządami dyktatorów. Kiedyś Ariel Szaron i inni liderzy podkreślali, że z państwami arabskimi pod rządami demokratycznymi będzie nam łatwiej żyć w pokoju. Ale ta teoria nie zawsze działa i na Bliskim Wschodzie niekoniecznie się sprawdza.
No właśnie, jakoś nie chce mi się wierzyć, że Izraelowi naprawdę zależy na demokracji np. w Egipcie, bo demokracja może przecież wynieść do władzy Bractwo Muzułmańskie, niekryjące wrogości do Żydów.
– Mamy w tej sprawie, niestety, złe doświadczenia. Wybory w Autonomii Palestyńskiej w 2005 roku popierali premier Izraela Ariel Szaron i USA. To były być może pierwsze prawdziwie demokratyczne wybory w świecie arabskim. Jednak zwyciężył Hamas.
To cena demokracji: wygrywa ten, kto przekona do siebie większość.
– Tylko że mamy teraz wewnętrzny konflikt palestyński, który przeszkadza procesowi pokojowemu, i mamy republikę Hamasu na południu Izraela. Wyniki takich wyborów mogą być nieprzyjemne dla samych obywateli tych państw i całego świata demokratycznego. I przeważnie dla Izraela.
Mówi Pan o solidarności z narodami walczącymi o wolność, ale tej wolności Izrael odmawia Palestyńczykom.
– Dopóki strzelają i wysyłają na nas rakiety, dopóki Hamas się nie uspokoi na południu i dopóki będą dokonywane morderstwa na ludziach, w których używane są noże i siekiery, nie będzie dobrze. To jest sytuacja niewybaczalna.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Jacek Dziedzina