Warszawa. Na prośbę prokuratora generalnego polski rząd przekazał stronie rosyjskiej notę dyplomatyczną, wzywającą do przekazania dowodów związanych ze śledztwem w sprawie katastrofy smoleńskiej. Działanie rządu jest pozytywne, ale spóźnione.
Polska prokuratura już w czerwcu alarmowała, że nie może uzyskać od Rosjan podstawowych dowodów, m.in. oryginałów czarnych skrzynek i wraku samolotu. Premier Tusk nie podejmował jednak interwencji, zasłaniając się niezależnością prokuratury od rządu i wielokrotnie podkreślając, że ma „pełne zaufanie do strony rosyjskiej”.
Rzeczywistość pokazała, że strategia „pełnego zaufania” wobec Rosji skończyła się porażką i interwencja na szczeblu dyplomatycznym jest konieczna. I nie chodzi tu o ingerowanie w śledztwo prokuratury, ale o działania dyplomatyczne w celu uzyskania dowodów.
Przy tej okazji premier Tusk wypowiedział zdumiewające słowa, że zakończenie polskiego śledztwa i prac komisji Jerzego Millera jest możliwe nawet bez dostępu do oryginałów dowodów. Dotychczas prokuratura twierdziła, że aby zakończyć śledztwo, dostęp do oryginałów jest konieczny.
Ta wyraźna zmiana stanowiska budzi poważne wątpliwości, bowiem stwarza okazję do podważania wiarygodności śledztwa. Tym bardziej że ujawnione w czerwcu zapisy kopii rozmów w kokpicie pilotów miały sugerować naciski na załogę.
Rzecznik Naczelnej Prokuratury Wojskowej płk Zbigniew Rzepa stwierdził, że zebrane dowody nie wskazują jednak na to, aby katastrofa była wynikiem nacisków na załogę. Im dłużej trwa śledztwo, tym więcej rodzi się pytań i wątpliwości, nie tylko dotyczących okoliczności katastrofy, ale także sposobu jej wyjaśniania.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
bł