W zakładzie karnym trzeba być twardym. Ale kiedy przywieziono do nas relikwiarz św. Teresy, prysł więzienny klimat, w którym nie wypada pokazywać, co się czuje wewnątrz.
Mam na imię Michał, mam 32 lata. Jestem osadzony w Zakładzie Karnym w Strzelcach Opolskich na oddziale półotwartym (P2). To znaczy, że nie przebywam cały dzień w celi. Między godz. 6.00 a 20.15 mogę chodzić od celi do celi, iść do kaplicy, zrobić sobie pranie, nosić cywilne ubranie. Pełnię też funkcję kaplicowego.
Pochodzę z dobrej rodziny. Była w niej modlitwa, chodziliśmy do kościoła. Bardzo dobrze się uczyłem. Od czasu Pierwszej Komunii, czyli od wieku 9 lat, byłem ministrantem. Służyłem do mszy nawet w okresie studiów, choć już nie tak regularnie. Zrobiłem w życiu wiele dobrych rzeczy.
Jak trafiłem do zakładu karnego?
Jestem uzależniony od hazardu. Jestem tego świadomy i nie widzę powodu, żeby to ukrywać. To było źródło wielu złych rzeczy, które zrobiłem.
Siedem lat temu przeszedłem swoją pierwszą terapię stacjonarną. Kiedy wyszedłem z ośrodka, mama zawiozła mnie do wspólnoty Betlejem w Jaworznie. Mieszkają tam osoby uzależnione i ludzie, którzy stracili dach nad głową. Żeby zarobić na życie, wykonują ikony na deskach ze spalonego kościoła w Sosnowcu. Mama kupiła mi jedną z takich ikon – ze św. Teresą od Dzieciątka Jezus. Wtedy jednak nie zagłębiałem się w to, kim ona jest i jaka jest jej historia.
Mój ciężar został zdjęty
Drugie spotkanie ze św. Teresą miałem już w zakładzie karnym. Tu trzeba być twardym. Ale kiedy w sierpniu przywieziono do nas jej relikwiarz, prysł więzienny klimat, w którym nie wypada pokazywać, co się czuje wewnątrz. Bardzo się wzruszyłem. To było żywe spotkanie. Poczułem spokój. Mój ciężar został zdjęty. To dodało mi sił.
Wtedy coś we mnie puściło – i nie tylko we mnie. To był dzień, który wielu z osadzonych mocno zapamiętało. Kolejne grupy wchodziły do kaplicy na 30 minut. Była prezentacja historii św. Teresy. Ważny był śpiew siostry zakonnej. Można było podejść do relikwiarza. Dotknąć go. Ja jako kaplicowy byłem tam ze wszystkimi grupami. Widziałem wiele łez.
Może to dziwnie zabrzmi, ale znalazłem wiele podobieństw między mną a św. Teresą. Obydwoje mieliśmy dobre dzieciństwo, obydwoje mieliśmy w nim okazję do poznania Pana Boga. Obydwoje trafiliśmy za kraty, bo sami tak wybraliśmy. Ona sama podjęła decyzję o wstąpieniu do klasztoru, ale ja przecież też miałem wpływ na to, co złego zrobiłem i czego konsekwencje ponoszę. Poza tym, jej pierwszym dzieckiem duchowym był więzień. [Henri Pranzini został skazany na śmierć za zabójstwo. Św. Teresa modliła się o jego nawrócenie. Z prasy dowiedziała się, że tuż przed egzekucją ucałował krucyfiks.]
Wierzę, że będę w końcu szczęśliwy
Spotkanie ze św. Teresą zmieniło moją modlitwę. Już nie modlę się modlitwami z książki. To jest dialog. Szukam odpowiedzi. Przyjmuję to, co mnie spotkało.
Nie sądzę, żeby czas spędzony w zakładzie był stracony. Staram się go wykorzystać do maksimum. Nie obrażam się, gdy sprawy nie idą tak, jak bym chciał. Rozumiem to. Akceptuję. Wierzę, że Bóg jest większy od tego wszystkiego i sprawia, że daję radę to wytrzymać. Wierzę, że będę w końcu szczęśliwy.
Podczas spotkania ze św. Teresą dostawaliśmy obrazki z jej zdjęciami i cytatami. Jeden jest dla mnie szczególny: "O, jak dobry jest Dobry Bóg. On dostosowuje doświadczenia do sił, które nam daje".
wysłuchał Jarosław Dudała