„Cóż mogę powiedzieć? Niewiele rzeczy jest pocieszających. Ponieważ 30 proc. terytorium eparchii znajduje się pod okupacją. I możemy zaświadczyć o bardzo smutnych wydarzeniach” – wskazuje bp Stefan Meniok. Greckokatolicki ordynariusz doniecki, uczestnicząc w obradach synodu swojego Kościoła w Rzymie, cały czas pamiętał o wiernych. Na ziemiach zajętych przez Rosję nie ma obecnie żadnego kapłana, dwóch księży zostało aresztowanych prawie rok temu i brakuje o nich jakiejkolwiek wieści.
Hierarcha zaznacza w wywiadzie dla Radia Watykańskiego, że na terytoriach pod kontrolą Ukrainy Kościół nie zmniejsza swojej działalności, wręcz przeciwnie. Tamtejsi mieszkańcy z jednej strony przyzwyczaili się do sytuacji i usiłują żyć normalnie. Jednak traumy poważnie ich dotykają, a jeszcze bardziej żołnierzy na froncie. Stąd bp Meniok widzi w leczeniu ran psychicznych oraz duchowych jedno z największych wyzwań, z jakim społeczeństwo i wspólnota wiernych będzie musiała sobie poradzić. Sytuacja wszędzie pozostaje straszna, a ludzie potrzebują w takich okolicznościach modlitwy – podkreśla hierarcha.
„Jestem więc naocznym świadkiem tego, co dzieje się na wschodniej Ukrainie. Ale informacji nie trzeba daleko szukać: można zaglądnąć do internetu i zobaczyć, jak np. zniszczyli miasto Mariupol. Jeden Amerykanin wyznawał, że miał takie wrażenia, jakby oglądał horror. I dokładnie tak jest. Nie ma żadnej litości. Mnie to szokuje, jak bardzo ci ludzie stali się okrutni, tak okrutni, że nikogo nie szanują – wskazuje bp Meniok. – Nawet o własnych żołnierzy nie dbają, po prostu wysyłają ich na śmierć. O co walczą, za co walczą? Nie mają zielonego pojęcia, nie rozumieją wcale, po co idą na wojnę. Większość z wziętych potem w niewolę jeńców z ich strony opowiada, że walczą, ponieważ chcieli zarobić trochę grosza. Kiedy dziennikarze z Rosji przyjechali do Siewierodoniecka, przywożąc ze sobą kilka ton ziemniaków, natychmiast to rozpakowali, a zaraz potem udzielano im wywiadów. I ktoś z miejscowych powiedział: «Jaki to ruski mir nam przywieźliście?! Zniszczyliście nasze domy. Nie mamy pracy, pensji i za co kupić jedzenia». Nawet rosyjski dziennikarz zaczął się zastanawiać: «Czy my tu na pewno robimy słuszne rzeczy?». Więc nie wiem, co będzie, to wszystko trudne, ale musimy pokładać całą naszą ufność w Bogu i tylko w Bogu (…). Człowiek pragnie uzyskać pewien rodzaj wewnętrznego duchowego spokoju poprzez modlitwę i zaczyna to rozumieć podczas wojny. Spotkałem np. uchodźców, którzy stracili wszystko, cały swój majątek, nie mają nic. Dobrze, że istnieje jakaś pomoc humanitarna, dzięki czemu przeżywają. Ale kiedy pokładałeś w czymś jakąś nadzieję i nagle tracisz to wszystko, masz tylko jedną nadzieję i ufasz Bogu.“
Relacjonujemy na bieżąco: Inwazja Rosji na Ukrainę
Tomasz Matyka SJ, Tymotey T. Kotsur OSBM