Niezależni dziennikarze ginęli w Rosji przez wszystkie lata rządów Władimira Putina, dziś zagrożeni są również ci, którzy wyemigrowali po rozpętaniu przez Moskwę wojny przeciwko Ukrainie. Przez lata poligonem stosowania przemocy wobec dziennikarzy była dla władz Rosji Czeczenia, a nauczycielami środowiska skrajnych nacjonalistów.
Niezależna organizacja Reporterzy bez Granic (RsF) szacuje, że około 300 dziennikarzy wyjechało z Rosji po agresji rosyjskiej na Ukrainę. Cenzura wojenna, blokowanie mediów, uznawanie ich za "zagranicznych agentów" i "organizacje niepożądane" sprawiły, że dalsza praca w Rosji stała się niemożliwa. Za granicą znaleźli się dziennikarze najważniejszych mediów, które przez dekady mówiły prawdę o wydarzeniach w Rosji: "Nowej Gaziety", telewizji Dożd, radia Echo Moskwy.
Szczególnym przypadkiem jest "Nowaja Gazieta" - dla niej pisała Anna Politkowska, zastrzelona w 2006 roku. Reporterka stała się symbolem losu niezależnych dziennikarzy w Rosji, płacących za swą pracę życiem. "Nowaja Gazieta" straciła w ciągu dekady aż pięcioro, prócz Politkowskiej, zabitych dziennikarzy i współpracowników; byli nimi Igor Domnikow (zabity w 1999 roku), Jurij Szczekoczychin (2003), Natalia Estemirowa, Stanisław Markiełow i Anastazja Baburowa (2009). Redaktor naczelny "Nowej Gaziety" Dmitrij Muratow został uhonorowany Pokojową Nagrodą Nobla jesienią 2021 roku, co wówczas uznano za zwycięstwo wolności słowa w Rosji. Kilka miesięcy później, po rosyjskiej inwazji na Ukrainę, "Nowaja Gazieta" musiała zawiesić działalność. Część redakcji wyjechała za granicę i uruchomiła portal Nowaja Gazieta.Jewropa (NGJ).
Czytaj też: Rosyjski niezależny dziennikarz: "Rok 1984" Orwella to ewidentna metafora dzisiejszej Rosji
"Część naszych kolegów pozostaje w Rosji, ze względów osobistych, rodzinnych - mają starszych rodziców, nie mogą się przeprowadzić - i ze względów zawodowych. Nadal przecież trzeba pisać reportaże z Rosji, kręcić materiały wideo. Tę pracę ktoś będzie wykonywał, nawet jeśli staje się ona bardzo niebezpieczna. Ci ludzie są zakładnikami, wsadzani są do więzień przede wszystkim za postawę przeciwko wojnie. W Rosji za antywojenne wypowiedzi więzionych jest obecnie do 10 zawodowych dziennikarzy" - powiedział PAP redaktor naczelny NGJ, Kiriłł Martynow.
"Inni dziennikarze wyjechali i nadal zajmują się (...) reportażami wojennymi; robili to, póki było to możliwe ze strony Ukrainy. Nadal zajmują się materiałami śledczymi, swoją działalnością zawodową i bronią tych wartości, których postanowili bronić - wartości demokratycznych, proeuropejskich, antywojennych. Jestem przekonany, że tak jak w przypadku innych swoich przeciwników politycznych, również i w tym przypadku władze rosyjskie są gotowe działać, także w celu wyeliminowania wprost tych głosów, autorów i reporterów, nawet jeśli z kraju już ich wyrzucono. Jest to związane z tym, że media rosyjskie nie podporządkowały się dyktaturze, nie poddały się" - zaznaczył Martynow.
Relacjonujemy na bieżąco: Inwazja Rosji na Ukrainę
W sierpniu br. media niezależne nagłośniły dziwne incydenty, których ofiarami padły dziennikarki i aktywistki mieszkające i pracujące na emigracji: Jelena Kostiuczenko (reporterka "Nowej Gaziety", obecnie - portalu Meduza), Irina Babłojan (dziennikarka Echa Moskwy) i Natalia Arno (szefowa fundacji Wolna Rosja). Wszystkie przeszły w ostatnich miesiącach gwałtowne załamanie stanu zdrowia, które trudno wyjaśnić jakąkolwiek znaną chorobą. Kostiuczenko i Babłojan zachorowały w październiku 2022 r. w odstępie kilku dni, choć w różnych miejscach (pierwsza w Niemczech, a druga w Gruzji). Po przeanalizowaniu tych przypadków portal Insider ocenił w materiale z sierpnia br., że obie dziennikarki, jak i Arno, próbowano otruć.
Kiriłł Martynow nie ma złudzeń i zauważa, że "dla władz rosyjskich dobry dziennikarz to martwy dziennikarz" i ludzie, którzy nie zamilkli, nie zrezygnowali ze swojej pracy, "są w strefie zagrożenia". "Zdajemy sobie sprawę, że swego rodzaju polowanie na dziennikarzy w krajach Unii Europejskiej ze strony ludzi pracujących dla Putina już ogłoszono i może się ono rozwijać" - powiedział szef NGJ.
Kostiuczenko - jak wynika z materiału Insidera - już od dawna była zagrożona. Na początku wojny wyjechała na Ukrainę, skąd przekazała "Nowej Gaziecie" reportaż z Charkowa: napisała m.in. o tajnym więzieniu, gdzie Rosjanie torturowali Ukraińców. Wkrótce potem została ostrzeżona przez swą redakcję i źródła ukraińskie, że planowane jest jej zabójstwo. Zadanie to dostali wojskowi z formacji podległych przywódcy Czeczenii Ramzanowi Kadyrowowi, przerzuconych na południe Ukrainy. Kostiuczenko musiała opuścić Ukrainę, a "Nowaja Gazieta" uznała, że dziennikarka nie może wracać do Rosji.
Czeczenia to od dawna jeden z tropów prowadzących do motywów zabójstw dziennikarzy w Rosji. Czeczenia - jak mówi Martynow - "znajdowała się w +awangardzie+ dyktatury rosyjskiej; tam ćwiczono praktyki, które potem rozprzestrzeniały się na pozostałe części kraju. Ludzie, którzy pisali uczciwie o tym, co dzieje się w Czeczenii mogli zapłacić za to życiem. Najbardziej znanym przykładem jest Anna Politkowska (...). Dwa lata później zabita została Natalia Estemirowa" - przypomina redaktor naczelny NGJ. W tych latach, jak wspomina, radykalna przemoc i zabójstwa polityczne były jeszcze zjawiskiem stosunkowo ograniczonym. Władze demonstrowały, że nie mają z tymi wypadkami nic wspólnego i dystansowały się od sprawców. Ale stopniowo, jak mówi Martynow, "dyktatura rosyjska uczyła się tego, jak obchodzić się ze swoimi szeroko rozumianymi oponentami politycznymi, w szczególności - niezależnymi dziennikarzami"; rządzący "nauczyli się tego m.in. w Czeczenii i od Kadyrowa".
Swego rodzaju nauczycielami były też dla władz środowiska ekstremistyczne, jak Bojowa Organizacja Rosyjskich Nacjonalistów (BORN), dokonująca w latach 2008-11 morderstw na tle narodowościowym i atakująca ludzi broniących praw imigrantów. Dwójka aktywistów BORN zastrzeliła w 2009 roku Markiełowa i Baburową. "To również był taki poligon, na którym dyktatura rosyjska uczyła się używania przemocy, dlatego że te grupy neonazistowskie, w szczególności - BORN, (...) były stowarzyszone z władzami rosyjskimi, były pod ich kuratelą, eskortą. Być może takie były stawiane im zadania" - powiedział szef NGJ.
Innym obszarem przemocy wobec dziennikarzy były w Rosji zabójstwa dziennikarzy śledczych, takich jak autor "Nowej Gaziety" Jurij Szczekoczychin, ale też inni reporterzy. Jak tłumaczy Martynow, chodziło o wyeliminowanie ludzi niewygodnych, "którzy np. mogli zrobić karierę polityczną, byli znani w kraju, cieszyli się zaufaniem odbiorców i byli żywotnymi oponentami władzy Władimira Putina, dlatego że widzieli, jak w kraju rozpoczyna się proces degradacji, jak słowa o prawach człowieka stają się pustym dźwiękiem. Oni byli zabijani za konkretne materiały dziennikarskie".
Przed zamordowaniem Politkowskiej jednym z najgłośniejszych zabójstw w Rosji była śmierć Pawła Chlebnikowa (Paula Klebnikova), redaktora naczelnego rosyjskiego "Forbesa". Został on zastrzelony w lipcu 2004 roku w Moskwie, w pobliżu redakcji swojego pisma. Oddano do niego co najmniej dziewięć strzałów z jadącego powoli samochodu. W 1994 roku zginął dziennikarz gazety "Moskowskij Komsomolec" Dmitrij Chołodow, który zajmował się problemami korupcji w armii. Tragiczny jest los Iwana Safronowa, ojca więzionego dziś dziennikarza: w marcu 2007 roku Iwan Safronow starszy, który - tak jak potem jego syn - pracował dla "Kommiersanta", wypadł z okna klatki schodowej własnego domu. W tym czasie planował napisać materiał o tajnych dostawach rosyjskiej broni na Bliski Wschód. Tekst nigdy nie dotarł do redakcji.
Reporterzy bez Granic nazywają Rosję "jednym z najbardziej niebezpiecznym krajem dla dziennikarzy". Zwracają uwagę, że stała się takim przez 22 lata władzy Putina; gdy obejmował on rządy, Rosja miała liberalne prawo prasowe i pluralistyczne media. Liczbę zamordowanych w Rosji dziennikarzy od początku rządów Putina organizacja szacuje na 37. W wykazie Komitetu Ochrony Dziennikarzy (CPJ) w latach 1992-2023 w Rosji zamordowanych zostało 39 dziennikarzy, z czego około 10 przed rokiem 2000.
Dziś próby otrucia Kostiuczenko i Babłojan to sygnał, że "prześladowania dziennikarzy krytycznych wobec Kremla nie zatrzymują się na granicach Rosji" - alarmuje RsF. Organizacja podkreśliła, że Kostiuczenko usiłowano zabić w Niemczech, "w centrum Europy", co pokazuje "determinację reżimu Putina, by uciszyć dziennikarzy - nawet tych, którzy są za granicą".
Dziennikarze stali się zagrożeni dlatego, że ich redakcje "pozostały wierne swojemu wyborowi i nie podporządkowały się rozkazom ze strony cenzury wojennej i działają - półlegalnie bądź nielegalnie w Rosji - co jest rzadkim wypadkiem - bądź - większość z nich - na uchodźstwie" - mówi Martynow.
W samej Rosji "Nowaja Gazieta" wciąż jest celem ataków. W kwietniu 2022 roku zaatakowany został Muratow: "nieznani sprawcy" oblali go w pociągu czerwoną farbą. W lipcu br. w Czeczenii ciężko pobito dziennikarkę "Nowej Gaziety" Jelenę Miłaszynę. Represje nasilają się i teraz ich celem - po raz pierwszy - są również korespondenci zagraniczni: w marcu br. aresztowany został pod zarzutem szpiegostwa dziennikarz amerykański, korespondent "Wall Street Journal" Evan Gershkovich.
"My - Nowaja Gazieta. Jewropa - jesteśmy z punktu widzenia władz rosyjskich grupą przestępczą (...); zostaliśmy nazwani specjalnym terminem +organizacja niepożądana+. Jednak nawet to nie przyczynia się to do tego, byśmy przerwali naszą działalność zawodową, tak więc jest całkowicie jasne, że w przypadku (naszej redakcji) i naszych kolegów, faktycznie najbliższą przyszłością są działania mające na celu fizyczną eliminację" - mówi szef niezależnej redakcji.
Martynow podkreśla, że sytuacja ta dotyka ludzi, którzy nie czują się przestępcami i nie robią nic złego. "My po prostu staraliśmy się uczciwie opisywać to, co dzieje się w Rosji podczas wojny. Psychologicznie dość trudno jest się przestawić i powiedzieć, że teraz będziemy żyć nielegalnie i ukrywać się przed jakimiś agentami Putina, którzy być może działają w Europie. To trudny moment i nie jesteśmy na zbyt przygotowani" - mówi szef Nowej Gaziety.Jewropa.