O granicach dialogu, wypowiedziach Franciszka o Rosji i niemedialnym pokoju mówi kard. Grzegorz Ryś.
Jacek Dziedzina: Z kardynałem Grzegorzem Rysiem będzie trudniej umówić się na wywiad niż dotąd z arcybiskupem Grzegorzem?
Kard. Grzegorz Ryś: Nie sądzę. Obowiązków rzymskich na razie mi nie przybywa. Kardynałowie muszą oczywiście stawić się na konsystorz zwyczajny, są też konsystorze nadzwyczajne, ale to nie zdarza się często. Nie wiem, czy Ojciec Święty będzie chciał mnie powołać do jeszcze jakiejś dykasterii, ale nawet jeśli, to nie każda z nich zbiera się co dwa tygodnie, jak w przypadku Dykasterii ds. Biskupów, której jestem członkiem. Zresztą jeśli chodzi o media, to nie jest chyba kwestia czasu, tylko woli po obu stronach.
A jest po obu stronach? Nie ma zmęczenia dociekliwymi lub naiwnymi pytaniami dziennikarzy?
Nie, ja osobiście nie mam takiego doświadczenia. Jeśli już się umawiam na rozmowę, bo ktoś o nią poprosił, to z reguły są to wartościowe spotkania. W całym kapłańskim życiu może cztery razy czułem się zmanipulowany przez media.
Nie pojawiła się myśl, by odtąd trzymać dziennikarzy na dystans?
Nie. Ale kiedyś zapytałem papieża, gdzie jest granica dialogu. Z kim nie powinienem rozmawiać. Franciszek zastanawiał się przez chwilę i odpowiedział: „Nie rozmawiaj z kimś, kto chce tobą manipulować”. Nie rozmawia się z człowiekiem, który potrzebuje rozmowy nie ze względu na treść, tylko żeby siebie uwiarygodnić. W mediach martwią mnie też inne rzeczy, na przykład dominująca przewaga komentarza nad opisem rzeczywistości. Mam nieraz poczucie, że nikt mi nie chce pokazać rzeczywistości jako takiej, tylko wszyscy muszą ją skomentować. A ja nie mam do końca pewności, czy zawsze jestem tego komentarza ciekaw.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.