Fado i azulejos, kamienne koronki i zamorskie wyprawy. Lizbona to miasto nieoczywiste.
W tym mieście na pierwszy rzut oka nic do siebie nie pasuje. Koronkowe zdobienia murów klasztoru hieronimitów kontrastują ze stojącym zaledwie kilkadziesiąt metrów dalej topornym, żelbetonowym pomnikiem Odkrywców. Pół godziny spaceru wystarczy, żeby z szerokiej zadrzewionej Avenida da Liberdade, przy której rozsiadły się sklepy najdroższych projektantów mody, przejść do dzielnic przypominających północnoafrykańskie miasteczka, o uliczkach tak wąskich, że rozkładając szeroko ramiona, można niemal dosięgnąć ścian przeciwległych budynków. Nawet pogoda wydaje się nie mieć na siebie pomysłu. Po południu rozpływamy się w upale, rozpaczliwie szukając kawałka cienia, a jeszcze przed zachodem słońca zimny, porywisty wiatr znad oceanu zmusza nas do ucieczki z lizbońskich ulic. A jednocześnie cała ta mieszanka łączy się w zaskakująco spójną kompozycję, jasną i życzliwą zarówno turystom, jak i mieszkańcom jednej z mniejszych europejskich stolic.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Agnieszka Huf