Czy wolno narażać własną rodzinę, by ratować obcą? Czy zawsze uratowany będzie wdzięczny?
Całkiem niedawno uczestniczyłam w rozmowie na temat niemal nieznanej historii ratowania Żydów przez jedną z rodzin spod Krakowa. W skrócie historia brzmi tak: kobieta, matka, przyjęła do swojego domu rodzinę żydowską. Rodzina ta ukrywała się przez wiele miesięcy. Kobietę została w końcu zadenuncjowana, trafiła w niemieckie ręce i zginęła. Jej dzieciom udało się przeżyć wojnę. Nie usłyszały jednak nigdy i od nikogo „dziękuję”, mimo że za bohaterstwem matki krył się ich wielki dramat. Rozmowa, ku mojemu zdziwieniu, prowadziła dyskutujących do następujących wniosków: „To skrajnie rzadki przykład, by Polacy tak ryzykowali”; „Ci, którzy ratowali Żydów, wszyscy otrzymali nagrodę w postaci medalu Sprawiedliwy wśród Narodów Świata”. Tymczasem dla osób lepiej znających temat jest jasne, że liczba medali ma się nijak do liczby realnie pomagających Żydom, najczęściej bezimiennych ludzi dobrej woli. Dlatego wciąż trzeba przypominać i ujawniać takie historie. I dlatego warto zwrócić uwagę na książkę dr Barbary Stanisławczyk pt. „Poza strachem. Jak Polacy ratowali Żydów”. To zbiór nieznanych historii, które nie powielają stereotypów, nie pokazują świata i ludzkich wyborów w sposób jednoznaczny, nie moralizują.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Agata Puścikowska