Znacie nasze teksty, ale czy znacie nas? Poznajcie członków zespołu ogólnopolskiego „Gościa Niedzielnego”, przyglądając się im wraz z nami z lekkim dystansem.
Ślązak z dziada pradziada i może to udowodnić. Jego przodkowie mieszkali w katowickiej dzielnicy Dąb, zanim to stało się modne. Dzięki niemu dziennikarze „Gościa” poznali od podszewki całą dyskografię Deep Purple, bo gdy jadą na materiał, głośniki służbowego opla tętnią drapieżnymi riffami „Smoke on the Water” czy „Perfect Strangers”, a 78-letni Ian Gillan wchodzi na tak wysokie rejestry, że trzeba je odtwarzać w UKF-ie. Nikt w redakcji nie wychowywał się bliżej stadionu GKS-u, a ponieważ bycie kibicem GieKSy jest ogromną lekcją pokory, Heniek jest jej wzorem. Poza tym wychował (bez „500+”!) czterech synów, więc czapki z głów!
Istockphoto, Archiwum GN; Montaż Studio GNTrudno znaleźć kogoś, kto by Romka nie lubił – i to właściwie mogłoby wystarczyć za całą charakterystykę. Ale dopowiedzmy – nasz fotoreporter to wręcz ideał współpracy z dziennikarzem. Nigdy nie wybrzydza na warunki, w których przyszło mu pracować, a jeśli czasem się denerwuje, to tylko za kółkiem (jest naprawdę świetnym kierowcą, dlatego innym użytkownikom dróg trudno mu dorównać). Po godzinach fan jazdy motocyklem i majsterkowania w garażu, na co dzień pozostaje człowiekiem niezwykle łagodnym, skorym do pomocy i skromnym. Gdyby nie fakt, że jego fotograficzny kunszt podziwiamy na co dzień, sam pewnie nigdy nie pochwaliłby się swoimi znakomitymi zdjęciami.
Istockphoto, Archiwum GN; Montaż Studio GNGdyby urządzić konkurs na najsympatyczniejszego grafika Rzeczpospolitej, zgarnąłby wszystkie statuetki. Piekielnie zdolny – można byłoby powiedzieć, gdyby nie to, że piekło wieje nudą i nie jest kreatywne. Pochodzi z artystycznej rodziny, więc pierwszymi jego słowami nie były „mama”, „tata”, „baba”, ale „umbra” i „siena palona”. Gdy dorwie się do gitary basowej… odpływa. Muzyka jest jego ogromną pasją. Wiele razy porwał redakcyjną ekipę, nucąc (i grając z jazzowymi lub funkowymi smaczkami) pieśni wielbienia, „Sing sing” Maryli Rodowicz i inne pomniejsze szlagiery. Nie spotkaliśmy nikogo, kto nie lubiłby Iwona.
Istockphoto, Archiwum GN; Montaż Studio GNUosobienie łagodności, z pokorą przyjmuje kolejne zadania, które zwykle spadają na niego jednocześnie. Zastępca szefa działu graficznego nie ma lekko. Jak tu składać numer, kiedy w tym samym czasie do zrobienia jest jakiś album, folder czy inny dodatek? Kiedyś ktoś uwiecznił Jacka w chwili zmęczenia przed ekranem, a potem jeden z portali kupił to zdjęcie i umieścił przy tekście „Jak skutecznie obijać się w pracy”. Trudno o większą niesprawiedliwość! Dla równowagi trzeba jednak dodać, że wkrótce ta sama fotografia w tym samym portalu zilustrowała artykuł o pracoholizmie. A prawda jest po prostu taka, że Jacek, choć bywa zawalony pracą, zawsze świetnie się z niej wywiązuje.
Istockphoto, Archiwum GN; Montaż Studio GNGdyby żył w starożytności, byłby najlepszym kumplem Arystotelesa. Połączył w jedno fotografowanie i metafizykę. Teraz „meta–foto–fizyka” jest jego królestwem i przyznaje się do tego oficjalnie. Jak z fotografowania zrobić prawdziwą filozofię i jak właściwie rozumieć fotografię, wie najlepiej ze wszystkich. Z niejednego pieca chleb jadał i na niejednej kliszy rejestrował nietuzinkowe sceny i portrety. Po latach biegania z aparatem fotograficznym obecnie z młodzieńczym zapałem kręci filmy i jest mózgiem naszego studia ruchomego obrazka. Na Oscara nie liczy, choć wielu z nas już widzi go na czerwonym dywanie!
Istockphoto, Archiwum GN; Montaż Studio GNMistrz ciętej riposty. Co rano wita nas z szelmowskim uśmiechem swoim: „Cześć, zdradzieckie!”. Nie do końca wiemy, o co mu chodzi. Ale, trzeba przyznać, współpraca z nim to czysta przyjemność. Jak trwoga, to do Krzysztofa! Przesiaduje w redakcji do późna, bo gdy wszyscy idą spać, on przetwarza i wysyła „złamane” numery w świat (czytaj: do internetu). Gdy zawiodą inne środki, tylko on wie, co w komputerze piszczy. A nie jest wcale informatykiem, tylko prawdziwym erudytą, którego pasją jest historia sztuki. Gdy „łamie” teksty, w których opisujemy muzea, galerie i wiszące w nich płótna mistrzów, może opowiadać o nich godzinami.
Istockphoto, Archiwum GN; Montaż Studio GNCiąg dalszy na kolejnej stronie