Znacie nasze teksty, ale czy znacie nas? Poznajcie członków zespołu ogólnopolskiego „Gościa Niedzielnego”, przyglądając się im wraz z nami z lekkim dystansem.
Oczy błyszczą mu, gdy słyszy słowa „poezja” i „Islandia”. Możecie sobie wyobrazić, jaki emocjonalny gejzer wybucha w nim, gdy zobaczy zbitkę tych słów na okładce jakiegoś tomiku. Wrażliwy, kochający Kościół i przejmujący się do żywego występującymi w nim tąpnięciami. Jako naczelny musiał mierzyć się z problemami, jakich nikt przed nim nie mógł nawet przewidzieć. Na przykład z tym, jak przygotować i sprzedać tygodnik w dramatycznym okresie, kiedy z dnia na dzień kościoły opustoszały (pandemiczne Triduum, gdy słowom: „Ta zaś świątynia niech zabrzmi potężnym głosem całego ludu” odpowiadało echo). Jest rannym ptaszkiem. Gdy katowiczanie smacznie śpią, już śmiga rowerem po rozespanych ulicach.
Istockphoto, Archiwum GN; Montaż Studio GNErudyta, który o mediach wie (prawie) wszystko. Z niejednej redakcji chleb jadł, w niejednej pracował. Jednak to z „Gościem Niedzielnym” związał się na dobre i na złe. Doskonale orientuje się w niuansach wielkiej polityki, i tej mniejszej również. Jako dziennikarz – rzetelny do granic, zawsze świetnie przygotowany. Mimo że wie swoje, czuje swoje i potrafi swego zdania bronić, w działaniach dziennikarskich jest zawsze obiektywny i, co dziś już rzadkie – potrafi słuchać, pytać, myśleć. Prywatnie – wciąż zakochany mąż, oddany ojciec czwórki dzieci, dziadek. Kocha morze, jeziora i góry. Miłośnik piwa rzemieślniczego dobrej jakości, rekolekcji w ciszy i czworonogów.
Istockphoto, Archiwum GN; Montaż Studio GNLudzkość dzieli się nie tylko na tych, którzy lubią krówki ciągutki, i na tych, którzy wybierają kruche, ale także na tych, którzy kochają teksty Franka, i na tych, którym podnoszą one ciśnienie bardziej niż poczwórne espresso. Ci, co znają go jedynie z ciętego pióra i felietonów, gdzie „nie bierze jeńców”, myślą, że ma charakter rottweilera. A tymczasem łagodności mógłby mu pozazdrościć jego święty imiennik z Asyżu! „Do rany przyłóż” – pasuje do niego jak ulał. Po internecie krąży sporo jego satyrycznych rysunków i gdyby zgłosił do nich copyright, byłby milionerem. Ale i tak jest szczęśliwy. To synek spod największej hołdy w rejonie, więc godo po ślonsku, sypiąc wicami jak z rękawa.
Istockphoto, Archiwum GN; Montaż Studio GNNajszybszy w redakcji. Kiedy po porannej kawie wszyscy powoli zabieramy się do mozolnego klecenia pierwszych zdań, on już ma napisany tekst. Czasem śmiejemy się, że wyrusza na reportaże, mając w laptopie gotowy artykuł, ale to nieprawda. Ta szybkość jest po prostu wynikiem dziennikarskiej sprawności Marcina i – mimo pozorów chaosu, jakie stwarza swoją bujną osobowością – jego zorganizowania. Żartami rzuca jak z rękawa i, gdyby nie był dziennikarzem, sprawdziłby się zapewne w stand-upie. Tyle że musiałby powściągnąć swoją skłonność do powtarzania każdej puenty. Za to całkiem poważnie zajmuje go właściwie jedna kwestia – co dziś mówi Duch Święty do Kościoła.
Istockphoto, Archiwum GN; Montaż Studio GNCiąg dalszy na kolejnej stronie