Na hasło: „Gość w dom” odpowiadamy: „Bóg w dom”. Tak jest od stu lat i chcemy, by było przez kolejne sto.
Gość w dom, Bóg w dom – mawiali nasi ojcowie, choć co złośliwsi, bądź zmęczeni zbyt nachalnymi gośćmi, przerabiali te słowa na kąśliwe: „Gość w dom – Bóg wie po co”. Nie należy żywić do nich urazy, wyznają bowiem przynajmniej, że we wszechwiedzę Boga wierzą bez zastrzeżeń. W wielu katolickich domach w Polsce od stu już lat gości tygodnik nazwany nie tylko gościem, lecz niedzielnym gościem, a tacy, przynajmniej u nas, w Polsce, są najważniejsi. Niedzielny obiad, niedzielne ciasto, niedzielna kawa… wiemy wszyscy, o co chodzi. Wiemy też, po co ten gość „w dom”. My, jego redaktorzy, wiemy to od stu lat i chcemy wiedzieć na kolejne sto. Wierzymy bowiem nie tylko we wspomnianą wszechwiedzę Pana Boga, ale i w to, że prawdziwa jest ta autentyczna wersja przysłowia. Na hasło: „Gość w dom” odpowiadamy: „Bóg w dom”. Inaczej być nie może, mówimy, patrząc zarówno w przeszłość (z nostalgią), jak i w przyszłość (z nadzieją i poczuciem misji). Niech ten tekst będzie zapisem kilku migawek, obrazków z tygodnikiem w tle. Bo choć jest jubilatem i przez kilka sekund znajduje się w świetle reflektorów, w rzeczywistości jest jedynie tłem historii o wiele większej – historii Słowa, które stało się ciałem i zamieszkało między nami.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Adam Pawlaszczyk