Solidarność czy kampania wyborcza?

Rozumiem, że jako państwo musimy strzec bezpieczeństwa swoich granic. Ale rozumiem też ludzi, którzy w obliczu beznadziejnej sytuacji ekonomicznej decydują się na ogromne ryzyko przedostania się przez granicę.

Jutro przypada kolejna rocznica gdańskich porozumień sierpniowych. Zapoczątkowały one ruch Solidarności, który stał się jedną z najpiękniejszych kart polskiej historii. Polacy zadziwili wówczas świat zdolnością do współpracy ludzi z różnych klas społecznych i reprezentujących różne poglądy polityczne. W imię głęboko chrześcijańskiej zasady „jedni drugich brzemiona noście”. Podobne doświadczenie solidarności przeżyliśmy w 2022 roku po rosyjskiej napaści na Ukrainę. Znów, niezależnie od dzielących nas różnic, cała Polska rzuciła się do pomocy uchodźcom. I po raz kolejny zadziwiliśmy tym cały świat.

W cieniu tej solidarności rozgrywa się jednak inny dramat. Na polsko-białoruskiej granicy od dwóch lat trwa kryzys migracyjny. Choć rząd twierdzi, że budowa muru zamknęła sprawę, rzeczywistość temu przeczy. Wciąż do naszego kraju napływają setki migrantów, którzy ryzykując życie szukają szans na lepszy los. Nie chcę rozstrzygać, jak należy ten problem rozwiązać. Wiemy już, że mur to za mało. Nawet jego „uzbrojenie” nie załatwi sprawy. Zresztą eksperci od migracji zwracali uwagę od samego początku, że tak właśnie będzie, i żadne referendum tego nie zmieni.

Rozumiem, że jako państwo musimy strzec bezpieczeństwa swoich granic. Ale rozumiem też ludzi, którzy w obliczu beznadziejnej sytuacji ekonomicznej decydują się na tak ogromne ryzyko przedostania się przez granicę. Jednocześnie jednak jestem głęboko przekonany, że życie i godność człowieka to najwyższa wartość, niezależnie od tego, czy wierzymy w Boga, czy w prawa człowieka. A troska o to życie i jego godność stanowi jedno z podstawowych zadań wspólnoty politycznej.

Nie oczekuję, abyśmy wszyscy ruszyli na Podlasie pomagać osobom, które znalazły się w dramatycznej sytuacji, niezależnie od tego, jak ją oceniamy. Wiemy jednak, że wielu naszych rodaków tam jest. Z jednej strony mamy Grupę Granica oraz Punkt Interwencji Kryzysowej, zorganizowany przez warszawski Klub Inteligencji Katolickiej. Ludzi z różnych ideologicznych światów, których połączyła solidarność z potrzebującymi. Z drugiej strony mamy Straż Graniczną, której zadaniem jest ochrona granicy, ale której funkcjonariusze także uczestniczą w działaniach ratujących życie. Wreszcie mamy najliczniejszą grupę – ludzi z Podlasia, którzy jak ujął to jeden z mieszkańców przygranicznej wsi, „nie chcą, żeby ludzie umierali im w ich lasach”.

Mam świadomość, że działalność wszystkich wspomnianych grup budzi nieraz ogromne wątpliwości po różnych stronach politycznego sporu. W ostatnich dniach ukazał się zwiastun najnowszego filmu Agnieszki Holland, który prezentuje głównie perspektywę wolontariuszy. Możliwe, że w ich oczach strażnicy graniczni to niemal mordercy. Ale mamy też działania państwowych służb, które traktują wolontariuszy czy mieszkańców Podlasia niczym przemytników, zagrażających bezpieczeństwu państwa.

Niezależnie od naszej oceny działań poszczególnych ludzi, jedno ich wszystkich łączy. Doświadczają ogromnego stresu, a ich przeżycia będą wpływać na psychikę przez lata. Dlatego zamiast wykorzystywać ich do politycznej walki, jako wspólnota polityczna zatroszczmy się o nich i ich zdrowie, fizyczne oraz psychiczne. Mówię zarówno o wolontariuszach, jak i funkcjonariuszach Straży Granicznej czy żołnierzach i policjantach, ściąganych tam z całego kraju. Mówię też o mieszkańcach przygranicznych miejscowości, którzy muszą żyć ze świadomością, że w ich lasach zginęło już kilkadziesiąt osób (i to tylko po polskiej stronie, bo danych z Białorusi nie mamy). Wreszcie mówię o samych migrantach, którym udało się jakoś sforsować mur. Niech solidarność nie pozostanie jedynie kartą z naszej historii, nawet jeśli polityka funkcjonuje dziś w ramach kampanijno-wyborczej wojny.

Jak mówił bowiem Jan Paweł II na gdańskiej Zaspie w 1987 roku: „Solidarność – to znaczy: jeden i drugi, a skoro brzemię, to brzemię niesione razem, we wspólnocie. A więc nigdy: jeden przeciw drugiemu. Jedni przeciw drugim. I nigdy «brzemię» dźwigane przez człowieka samotnie. Bez pomocy drugich. Nie może być walka silniejsza od solidarności. Nie może być program walki ponad programem solidarności”.

 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Marcin Kędzierski