Kiedy odnajdujemy zgubę, która wydawała się bezpowrotnie stracona, cieszymy się nią bardziej niż tym, co mamy. Czy to znaczy, że reszta nas nie cieszy?
Szukając wyjaśnienia każdego trudnego zdania w Biblii, warto zacząć od kontekstu, w którym ono pada. Zdanie, które budzi wątpliwość, brzmi dokładnie tak: „Powiadam wam: Tak samo w niebie większa będzie radość z jednego grzesznika, który się nawraca, niż z dziewięćdziesięciu dziewięciu sprawiedliwych, którzy nie potrzebują nawrócenia” (Łk 15,7). Jest to pointa przypowieści o zagubionej owcy, której poszukiwał dobry pasterz, zostawiając w zagrodzie dziewięćdziesiąt dziewięć posłusznych owiec. Ten kontekst rozjaśnia już nieco wątpliwości. Akcent w tej przypowieści, jak również w dwóch innych z 15 rozdziału Ewangelii Łukasza (o zagubionej drachmie i synu marnotrawnym) pada na radość z nawrócenia. Kobieta, która odnajduje zagubioną drachmę, woła sąsiadki i zaprasza je do wspólnej radości. Ojciec syna marnotrawnego wyprawia ucztę na cześć odnalezionego. Taka reakcja jest zgodna z naszym własnym doświadczeniem. Kiedy odnajdujemy zgubę, która wydawała się bezpowrotnie stracona, cieszymy się nią bardziej niż tym, co mamy. Czy to znaczy, że reszta nas nie cieszy? Nie. Czy ojciec nie kocha wiernego starszego syna? Oczywiście, że go kocha. Problem ma raczej ów starszy syn, który odmawia udziału w radości z nawrócenia brata. Tak więc błędem byłoby myśleć, że Pan Bóg nie cieszy się człowiekiem sprawiedliwym. Mentalność semicka lubi przeciwstawiać biegunowo różne rzeczywistości. Jezus posługuje się takimi figurami retorycznymi. Kiedy np. w tej samej Ewangelii mówi: „Jeśli kto przychodzi do Mnie, a nie ma w nienawiści swego ojca i matki, żony i dzieci, braci i sióstr, nadto i siebie samego, nie może być moim uczniem” (14,26). Nie chodzi tu o wezwanie do nienawiści, ale o to, że miłość do Jezusa musi być czymś wyjątkowym, jedynym. Poza tym, raz jeszcze sięgając do przykładu starszego syna z przypowieści o marnotrawnym. Otóż nie opuścił on wprawdzie ojca, ale czuł się w jego domu jak niewolnik, nie cieszył się swoją sprawiedliwością. Więc on także potrzebował nawrócenia, choć zapewne był przekonany, że wcale nie. Można więc zdanie Jezusa zrozumieć w taki sposób, że ostatecznie wszyscy potrzebujemy nawrócenia, a dokładniej – Zbawiciela. Potrzebujemy pasterza, który nas odnajdzie i przyprowadzi do domu Boga. Jeśli polegamy tylko na własnej sprawiedliwości, to tak jakbyśmy uważali, że Dobry Pasterz nie jest nam potrzebny, bo przecież sami damy sobie radę. W tle przypowieści Jezusa o miłosierdziu jest obecna polemika z faryzeuszami, którzy pokładali ogromną ufność we własnych dobrych uczynkach. Tego rodzaju „pobożna” pycha jest groźna. Czy to znaczy, że Bóg nie ceni sobie wierności? Taki wniosek byłby całkowicie błędny. Chodzi raczej o to, że wszyscy, bez wyjątku, potrzebujemy miłosierdzia Bożego i nawrócenia. Możemy być sprawiedliwi tylko mocą Jezusa, a nie dzięki własnym siłom. Jeśli jesteśmy aktualnie wiernymi owieczkami, to zawdzięczamy to działaniu Jego łaski bardziej niż własnej sile.•
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.