Porno-polityka

Nie przeczytamy już skomplikowanych programów partii, nie wysłuchamy pogłębionych debat. W nowej porno-polityce przekazy mają być proste (czyt. prostackie) i trafiać wprost do naszych mózgów.

W swojej ostatniej książce Jacek Dukaj kreśli ewolucję ludzkiej cywilizacji, dzieląc ją na trzy ery. Najdłuższa z nich, era oralna, trwała od momentu wynalezienia języka jako sposobu komunikacji i bazowała na mówieniu. Druga, era pisma, pojawiła się w neolicie wraz z wynalezieniem znaków, umożliwiających zapisanie tego, o czym do tej pory jako ludzie jedynie sobie opowiadaliśmy. Dzięki pismu przetrwały do naszych czasów najdawniejsze opowieści, takie jak choćby epos o Gilgameszu czy przekazy zapisane w księgach Starego Testamentu. Do dziś zresztą funkcjonujemy w erze pisma – kiedyś te znaki ryto na kamiennych tabliczkach, dziś najczęściej „ryjemy” je na ekranach naszych komputerów. Mechanizm jest jednak ten sam – przekazujemy nasze przeżycia za pomocą słów. Ale oto właśnie doświadczamy rewolucji. Wkraczamy bowiem w trzecią erę, którą Dukaj nazywa epoką „po piśmie”.

Co wyróżnia erę „po piśmie”? W przeciwieństwie do dwóch pierwszych, które bazowały na przekazie pośrednim w postaci symboli (słowa, wyrazy), dziś stajemy się zdolni do bezpośredniego transferu przeżyć. Możemy już odbierać bodźce wprost za pomocą wzroku i słuchu, ale w perspektywie kilkunastu (?) lat stanie się możliwy przekaz zapachu, smaku czy dotyku. Nie będziemy już potrzebować symboli, takich jak choćby znane z XIX-wiecznej literatury opisy przyrody. Nasz mózg będzie mógł już nie tylko bezpośrednio zobaczyć czy usłyszeć, ale nawet poczuć i tym samym „przeżyć” wydarzenia czy miejsca odległe o tysiące kilometrów.
Rzeczywistość ery postpiśmiennej wydaje się fascynująca, ale niech nas nie zwiedzą błyskotki. Narzędzia bezpośredniego transferu przeżyć tworzą bowiem zupełnie nowe możliwości manipulowania ludźmi, z czego doskonale sprawę zdaje sobie biznes. O ileż łatwiej będzie on w stanie generować nasze potrzeby, mając bezpośredni, niczym nie zapośredniczony dostęp do naszego mózgu? Nie jest przypadkiem, że jako pierwsza tych nowych możliwości użyła branża pornograficzna. Od kilkudziesięciu lat rozwija się ona w zawrotnym tempie właśnie dzięki wykorzystywaniu bezpośredniego transferu przeżyć. Oto konsumenci pornografii stają się „bez-myślnymi przeżywaczami” seksualnych bodźców, sączonych choćby z ekranu smartfona.

Nie myśl sobie jednak, Drogi Czytelniku, że skoro nie jesteś odbiorcą pornografii, problem Cię nie dotyczy. Wystarczy, że zdarzyło Ci się bezrefleksyjnie przeglądać rolki w mediach społecznościowych czy filmiki na platformie Youtube, albo choćby bezmyślnie przerzucać kanały w telewizorze.

Niestety, dziś w bezpośredni transfer przeżyć wchodzi polityka. Zwłaszcza w czasie przedwyborczej kampanii. Nie przeczytamy już skomplikowanych programów partii, nie wysłuchamy pogłębionych debat. W nowej porno-polityce przekazy mają być proste (czyt. prostackie) i trafiać wprost do naszych mózgów. „Tusk to czyste zło”. „***** PiS”, etc. I dalej to się kręci, ludzie sami skaczą sobie do gardeł.

W takiej polityce nie ma miejsca na niuansowanie, szukanie lepszych rozwiązań czy ucieranie kompromisów. Może jestem naiwny, ale marzy mi się świat, w którym przez najbliższe dwa miesiące choćby tradycyjne media przestały relacjonować te prostackie przekazy. Nie wiem, czy będą to najważniejsze wybory po 1989 roku, ale nie mam najmniejszych wątpliwości, że czeka nas najgłupsza kampania w III RP. Im mniej nas ona dotknie, tym lepiej – i dla nas samych, i dla całego społeczeństwa. Wystarczy już, że media społecznościowe, których kontrolować się nie da, będą epatować polityczną pornografią.

Z mojej strony chciałbym obiecać, że w cotygodniowych felietonach będę Państwu towarzyszyć i pokazywać perwersyjnie, bo za pomocą pisma (!), pomimo postpiśmiennej rewolucji, jak można wciąż rozmawiać o państwie i polityce na poważnie. Wciąż bowiem głęboko wierzę, Drogi Czytelniku, że także Tobie nie wystarczy prostacki, pornograficzny transfer przeżyć.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Marcin Kędzierski