"Gazeta Wyborcza" informuje dziś o otwarciu na uniwersytecie w Olsztynie nowego kierunku - prawa kanonicznego. Przy tej okazji dziennik strzelił parę byków, sugerując jakoby w Kościele możliwy był rozwód, unieważnienie małżeństwa czy unieważnienie ślubu kościelnego.
Dziennikarz GW nie jest pierwszym, który w ten sposób wprowadza czytelników w błąd. Podobne sytuacje zdarzają się dość często. Specjaliści prawa kościelnego mają już chyba po dziurki w nosie prostowanie tego typu bzdur. Bo w Kościele nie ma rozwodów ani unieważniania małżeństw (co na jedno wychodzi). Chrystus mówi o tym wyraźnie w Ewangelii, dodając, że co Bóg złączył tego człowiek niech nie rozdziela.
Skąd się więc bierze nieporozumienie? Stąd, że w prawie kanonicznym istnieje możliwość stwierdzenia nieważności małżeństwa. Kościół stoi na stanowisku nierozerwalności ważnie zawartego małżeństwa. Ale zdaje sobie także sprawę, że zdarzają się sytuacje, w których małżeństwo, mimo zachowania zewnętrznej formy: księdza, kwiatów, białej sukni i ryżu sypanego przed kościołem, od samego początku nie jest ważne. Sądy kościelne mogą jedynie stwierdzić, czy taka nieważność rzeczywiście zaistniała. Jej powodem najczęściej jest niezdolność do podjęcia istotnych obowiązków małżeńskich z przyczyn natury psychicznej. Ale przyczyn takich jest więcej. Może to być np. przymus przy zawarciu małżeństwa czy zbyt bliskie pokrewieństwo. Istnieje też dyspensa od małżeństwa zawartego, ale nie dopełnionego, czyli - mówiąc popularnie - nie skonsumowanego.
Generalnie jednak rozwodów czy unieważniania ważnie zawartego małżeństwa w Kościele katolickim po prostu nie ma. Sugerowanie tego jest wypaczaniem jego nauki. Może to być spowodowane ignorancją, ale możliwe też, że w jakimś przypadku chodzi o swego rodzaju rozwodnienie, mrugnięcie okiem, jak w przypadku reklam piwa bezalkoholowego. To jakby powiedzenie: w Kościele nie ma rozwodów, ale jak się ma dobrego prawnika, to da się to i owo załatwić.
Tymczasem takie podejście jest bez sensu, bo jeśli nawet uda się oszukać sąd kościelny i wyłudzić w ten sposób wyrok, stwierdzający nieważność małżeństwa, to Pana Boga i własnego sumienia nie da się przecież oszukać.
W trudnych sytuacjach prawnicy mogą się jednak przydać. Mogą wyjaśnić, na co osoby starające się o stwierdzenie nieważności powinny zwrócić uwagę sądu, a które - choć nieraz drastyczne - nie mają znaczenia dla kwestii ważności sakramentu małżeństwa. Dlatego rację ma cytowany przez "Gazetę Wyborczą" dziekan Wydziału Teologicznego Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego ks. dr. hab Piotr Duksa, gdy mówi, że "potrzebni są prawnicy kanoniści, zarówno bezpośrednio pracujący w strukturach sądu kościelnego, jak i służący pomocom stronom jako adwokaci". Dobrze więc, że olsztyńska uczelnia otwiera nowy kierunek.
jd