Powrócił pomysł prawdziwie europejskich wyborów do PE, w których część posłów wybierana byłaby z paneuropejskiej listy. Sprawozdawcy PE marzy się, by partie wskazywały też kandydata na nowego szefa KE. Taki wybór następcy Jose Barroso uatrakcyjniłby kampanię.
Komisja ds. konstytucyjnych PE poparła w ubiegłym tygodniu raport brytyjskiego liberała Andrew Duffa, by w wyborom do Parlamentu Europejskiego nadać ogólnoeuropejskie charakter. Aby jednak nie robić od razu rewolucji, europosłowie zaproponowali, by tylko 25 z 750 deputowanych do europarlamentu było wybieranych w następnych wyborach z jednej paneuropejskiej listy wyborczej. Reszta nadal wybierana byłaby z list narodowych - różnych w poszczególnych krajach UE.
Raport został przyjęty stosunkiem głosów 20 za, cztery przeciw (wszyscy Brytyjczycy), co pokazuje, że pomysł podoba się europosłom, ale by zmienić system wyborczy do PE potrzeba jednomyślnej zgody wszystkich państw członkowskich. Dlatego po głosowaniu plenarnym, zaplanowanym na sesji w Strasburgu w czerwcu, trzeba będzie jeszcze przekonać przywódców i rządy. Tymczasem eurosceptycy, którzy głosowali przeciw, podnoszą argument, że paneuropejskie wybory do PE podważą pozycję państw narodowych w UE.
Zgodnie z raportem Duffa obywatele otrzymaliby dwie karty do głosowania w wyborach do PE: jedną z krajowymi kandydatami a drugą na kandydatów z całej UE.
"Te propozycje, jeśli przejdą, zmienią wybory do PE. Nadadzą europejski wymiar kampaniom, które nigdy wcześniej takie nie były" - powiedział Duff dziennikarzom. I jak tłumaczył, zmiany "spersonalizują kampanię wyborczą", bo część kandydatów ubiegać się będzie o ponadnarodowe poparcie. "To ważny krok naprzód dla demokracji postnarodowej" - przekonuje Brytyjczyk.
Duffowi marzy się, że z takich właśnie paneuropejskich wyborów wyłoniony zostanie w 2014 roku nowy przewodniczący Komisji Europejskiej, następca Jose Barroso. Partie już w trakcie kampanii musiałyby wskazać, który z kandydatów jest ich faworytem na szefa KE. Teraz przewodniczącego KE wybierają "za zamkniętymi drzwiami", w zupełnie nieprzejrzystej procedurze przywódcy państw UE. "Wybór w głosowaniu uatrakcyjniłby kampanię i uczynił wybory bardziej popularnymi" - przekonuje Duff, wskazując na tradycyjnie niską frekwencję w wyborach do PE.
Pomysł paneuropejskich wyborów poparł wiceprzewodniczący komisji ds. konstytucyjnych PE Rafał Trzaskowski (PO).
"Jeśli na poważnie myślimy o pokonaniu wypływających w Europie tu i ówdzie nacjonalizmów, jedna lista kandydatów do PE dla wszystkich Europejczyków to najbardziej namacalny dla nas wszystkich krok ku bardziej zjednoczonej Europie. A na tym nam przecież powinno zależeć" - powiedział.
Zdaniem Trzaskowskiego pomysł europejskiej listy do głosowania to także sposób na zaistnienie europejskich partii politycznych w świadomości mieszkańców UE. Według dotychczasowych zasad nie mogą one firmować swoim logiem kampanii wyborczych w krajach członkowskich. "Z taką listą mamy szansę na stworzenie prawdziwie europejskich programów - tłumaczy. - Liczę przede wszystkim na to, że dyskusja w kampanii przed wyborami do PE będzie toczyć się wokół problemów Europy, a nie stanie się kolejną okazją do wewnętrznej politycznej wojny".
Do wyjaśnienia pozostaje jednak jeszcze wiele szczegółów, np. czy europejska lista będzie zamknięta czy otwarta. To ostatnie oznaczałoby, że wybierany przez wyborców byłby głównie konkretny kandydat, a nie jak w przypadku listy zamkniętej tylko partia polityczna.
Z Brukseli Inga C