Myślę, że Dorothy Day jest postacią fascynującą właśnie dlatego, że w wielu swych wypowiedziach budzi odruch gwałtownego sprzeciwu, również u mnie. Jej wizje społeczne były często utopijne, marzycielskie. Ale chyba zbyt często ulegamy pokusie, by chrześcijaństwo formatować do „jedynie słusznych poglądów”, również w przestrzeni gospodarczo-społecznej.
Spróbujcie sobie wyobrazić w naszych realiach społecznych kogoś, kto żarliwą, bezkompromisową wiarę łączy z poglądami w wielu punktach bliskimi „lewakom” czy „komuchom”. Przed wami Dorothy Day, amerykańska działaczka społeczna i Służebnica Boża.
Dorothy Day – kręta droga do chrześcijaństwa
Żeby było jasne: swoje poglądy uznaję za odległe tzw. poglądom lewicowym, natomiast z zasady nie uznaję użytych powyżej inwektyw. Zdaję sobie sprawę, że nasza narodowa niechęć do wszystkiego, co związane z komunizmem, jest zakorzeniona historycznie i dotyczy przede wszystkim smutnego dziedzictwa PRL. Dorothy Day dorastała w innych realiach. Jej codziennym doświadczeniem było obcowanie ze skrajną nędzą i rażącymi nierównościami społecznymi.
Wiemy o niej w Polsce wciąż niewiele, choć urodziła się w 1897 r. w Nowym Jorku, zmarła tamże w 1980 r., a na rynku polskim dostępne są jej dwie biografie. Jedną z nich stworzył amerykański pisarz Jim Forest („Znak”, tłum. Dagmara Waszkiewicz), a druga jest autorstwa profesora teologii ks. Wojciecha Zyzaka („Więź”). Jej życiorys może w wielu miejscach bulwersować. Ks. Zyzak cytuje jej ulubione powiedzenie:
Można iść prosto do piekła, naśladując niedoskonałości świętych.
Chrzest przyjęła w 1927 r. Wcześniej była osobą letnią duchowo (pochodziła z rodziny protestanckiej). W młodości związana była ze środowiskami anarchistycznymi, także z bohemą artystyczną. Wydarzeniem, które może szokować, jest jej dramatyczna decyzja o usunięciu dziecka. (Została odrzucona przez mężczyznę, którego kochała i była w dwudziestym tygodniu ciąży.) A jednak została ogłoszona Służebnicą Bożą!
Zaangażowana działaczka społeczna – od początku do końca
Niezależnie od swej duchowej przemiany, całe życie była zaangażowana w ruch pomocy biednym, odrzuconym. Negowała komunizm, ale negowała też kapitalizm. W jej wypowiedziach często pobrzmiewał głos krytyki wobec Kościoła i tego, w jaki sposób traktował nierówności społeczne:
Ludzie religijni uśmiechali się i przymilali do bogatych. […] Nigdy nie widziałam, by ktoś zdjął płaszcz i oddał go ubogiemu. Nie zauważyłam, by ktoś zaprosił na przyjęcie chromych, kalekich lub ślepych.
(Jim Forest, Będziemy sądzeni z miłości. Biografia Dorothy Day, tłum. D. Waszkiewicz, Kraków 2017, s. 28)
Jej wiara była równie ognista i radykalna. Dorothy nie wyobrażała sobie dnia bez uczestnictwa w Eucharystii. Cały czas towarzyszyła jej Biblia i różaniec. Swoje zaangażowanie społeczne łączyła z opieką nad córką Tamar, którą wychowywała samotnie. Dorothy i Forstera, ojca dziecka, dzielił stosunek do wiary i Kościoła. Mężczyzna opuścił ją krótko po narodzinach córki. Tamar Theresa towarzyszyła matce przy jej śmierci w 1980 roku. Sama miała dziewięcioro dzieci.
Dziełem życia Dorothy Day było pismo „The Catholic Worker” i ruch skupiony wokół tego periodyku. W największym skrócie: było to pismo propagujące idee, które umożliwiłyby inne, bardziej sprawiedliwe urządzenie świata, w którym nierówności społeczne nie przypominałyby przepaści nie do zasypania.
Warto się nie zgadzać
Myślę, że Dorothy Day jest postacią fascynującą właśnie dlatego, że w wielu swych wypowiedziach budzi odruch gwałtownego sprzeciwu, również u mnie. Jej wizje społeczne były często utopijne, marzycielskie. Ale chyba zbyt często ulegamy pokusie, by chrześcijaństwo formatować do „jedynie słusznych poglądów”, również w przestrzeni gospodarczo-społecznej. Ortodoksji nie wolno mylić z fundamentalizmem, a tym bardziej z zaściankowością poglądów.
Prawdziwy dialog rodzi się tam – i tego chcę uczyć także swoje dzieci – gdzie dostrzegamy różnice poglądów jako bogactwo, a nie jako zagrożenie. Te różnice często wynikają bowiem z odmiennych ścieżek kształtujących historię naszego życia, a przecież wierzymy – chcemy wierzyć – że po tych ścieżkach prowadzi nas sam Bóg.
To, co trzeba też podkreślić, to macierzyństwo, które Dorothy potraktowała jako niezasłużony dar (była przekonana, że po aborcji nie będzie już mogła być matką). Ono doprowadziło ją ostatecznie do nawrócenia. Dostrzeżmy również i to, że poświęcając się własnemu dziecku, nie poświęciła się jednak bez reszty. Potrafiła łączyć rolę matki z pełnym pasji zaangażowaniem w sprawy społeczne. Dziecko nie przesłoniło jej świata. Dziecko dało jej dodatkową energię do działania, a ona potrafiła ją spożytkować.
Artykuł ukazał się w portalu Siewca.pl
Zobacz też:
Lech Giemza/Siewca.pl