O granicy na Odrze i Nysie, przyszłości Unii Europejskiej i liberalizmie w polityce z Hansem-Dietrichem Genscherem rozmawia Andrzej Godlewski.
Hans-Dietrich Genscher ur. 1927 r., w latach 1974–1992 minister spraw zagranicznych RFN, jeden z twórców zjednoczenia Niemiec, honorowy przewodniczący liberalnej partii FDP
Andrzej Godlewski: Jan Paweł II, Michaił Gorbaczow, Ronald Reagan, Helmut Kohl, a może Hans-Dietrich Genscher? Kto z tych mężów stanu w największym stopniu przyczynił się do tego, że upadł komunizm, a Europa się zjednoczyła?
Hans-Dietrich Genscher: – Wolność i jedność Europy jest przede wszystkim zasługą samych obywateli, którzy z ogromną odwagą, a równocześnie z roztropnością domagali się wolności. Drogę do tej wolności i jedności utorowali odważni mieszkańcy Lipska, zwolennicy „Solidarności” i Lecha
Wałęsy, sprzymierzeńcy Vaclava Havla oraz opowiadający się za reformami komuniści na Węgrzech. Postawa Jana Pawła II miała olbrzymie znaczenie dla tej jedności i wolności Europy. Dla mnie polski papież należy do najwybitniejszych postaci XX wieku.
W 1982 r. doprowadził Pan do zmiany koalicji rządowej w RFN. Wówczas Pańska partia (liberalna FDP) zerwała współpracę z socjaldemokratami, przez co Helmut Schmidt przestał być kanclerzem Niemiec, a został nim chrześcijański demokrata Helmut Kohl. Schmidt był nieraz w Polsce krytykowany za zbyt duży dystans wobec „Solidarności” i za nadmierne zbliżenie do komunistycznych przywódców PZPR. Na ile inna była polityka zagraniczna Kohla od tej, którą prowadził jego lewicowy poprzednik?
– Nie podzielam tej krytyki Helmuta Schmidta. On zawsze prowadził Realpolitik. Dla niego od samego początku pozostawało poza wszelkimi wątpliwościami, że Niemcy nigdy nie powinny podważać polsko-niemieckiej granicy na Odrze i Nysie.
Mimo emerytury pozostaje Pan dyplomatą i zachowuje lojalność wobec dawnych szefów w rządzie. Ale to nie jest powszechna postawa. W wydanych kilka lat temu wspomnieniach Helmut Kohl krytykuje Pańską postawę w sprawie granicy na Odrze i Nysie. Zarzuca Panu, że w tej kwestii stawał Pan po polskiej stronie i prezentował propolskie stanowisko. Sam Kohl, ze względu na wybory do Bundestagu, chciał później doprowadzić do formalnego ostatecznego uznania granicy z Polską. Jak głębokie były różnice między Panami w tej sprawie? Rzeczywiście był Pan rzecznikiem Polski w niemieckim rządzie?
– Dla mnie uznanie granicy na Odrze i Nysie było bolesną konsekwencją zbrodni hitlerowskich Niemiec. Czy to nie Adolf Hitler napadł na Polskę? Czy to nie on doprowadził do tego, że Związek Sowiecki zaanektował wschodnią część Polski? Dla mnie ostateczne uregulowanie kwestii tej granicy było podstawowym warunkiem pokoju w Europie. Co do sposobu podejścia do kwestii granicy na Odrze i Nysie, rzeczywiście były rozbieżności pomiędzy mną a Helmutem Kohlem, ale nie było ich co do istoty tego problemu. Zakończyły się one wraz z podpisaniem przeze mnie i ministra spraw zagranicznych Polski Krzysztofa Skubiszewskiego polsko-niemieckiego traktatu granicznego w listopadzie 1990 r. Ale w zasadzie odpowiednią deklarację w tej sprawie, skierowaną do ministra Skubiszewskiego, złożyłem już we wrześniu 1989 r. na forum Organizacji Narodów Zjednoczonych.
Odszedł Pan z polityki w 1992 r., czyli po 18 latach pracy na stanowisku szefa niemieckiego MSZ.
Wówczas Polska i Niemcy miały już nie tylko uregulowaną kwestię granicy, ale również podpisany układ o dobrym sąsiedztwie i przyjaznej współpracy. W czerwcu będziemy obchodzić 20. rocznicę podpisania tego traktatu. Jak Pan ocenia te dwie dekady we wzajemnych stosunkach? Jakie szanse nie zostały jeszcze wykorzystane?
– W tym okresie stosunki polsko-niemieckie nieustannie się poprawiały. Dziś razem już należymy do Unii Europejskiej i NATO. Ale oczywiście, można jeszcze osiągnąć o wiele więcej.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Andrzej Godlewski