Z Agnieszką Dietrich, katechetką przygotowującą dzieci do Pierwszej Komunii, rozmawia Agata Puścikowska
Agata Puścikowska: Przestraszyła się Pani, czytając „pamiętnik komunijnej matki”?
Agnieszka Dietrich: – Na szczęście to satyra, więc parę razy się zaśmiałam. Ale ma pani rację: tendencje wśród „rodziców komunijnych” nie są pozytywne. Komercjalizacja życia dosięga również takich uroczystości jak sakrament.
Nie ma już zbyt wiele czasu, żeby naprawić czy zbudować to, co zaniedbało się przez lata...
– To prawda. Ale jest jeszcze czas, żeby pomyśleć i zmobilizować się w mądrym, dobrym działaniu. Wiadomo, że duchowe przygotowanie dziecka i rodziny do Pierwszej Komunii jest procesem. Jednak nawet w tej chwili można i trzeba modlić się z dzieckiem, pytać o rozumienie sakramentu Eucharystii, mówić o radości związanej z sakramentem. Warto postarać się, żeby dziecko jeszcze bardziej zapragnęło przyjąć Pana Jezusa.
A przygotowania „techniczne”? Co robić, żeby nie zwariować?
– Jeśli zorganizowaliśmy miniwesele, obawiam się że „wykrzesać” aspekt duchowy będzie bardzo trudno. Aby godnie przygotować przyjęcie komunijne dla dziecka, warto przypomnieć sobie, co to znaczy być chrześcijaninem. Powinniśmy się cieszyć i świętować! Tyle, że świętujemy obecność Jezusa w sercu dziecka, a nie bal na sto par. Można zaryzykować zasadę: „umiar, elegancja, prostota”. Jeśli się taką triadę odniesie do strojów, przyjęcia, prezentów, myślę, że nie zatracimy najważniejszego...
Czyli niekoniecznie alby?
– Oczywiście, że lepsze alby niż „ślubne” suknie. Ale przecież można zamawiać jednakowe, ładne i skromne sukienki czy marynarki. Chrześcijanin nie powinien ubierać się w wór pokutny! Tyle że powinien znać różnicę między „eleganckie i proste” a „tandetne”...
A prezenty?
– Z pewnością nie quady! (śmiech). Wiem, że niektóre rodziny proszą aby goście, jeśli mają taką potrzebę, ofiarowali drobne sumy na rodzinną pielgrzymkę do miejsca świętego. Inni rodzice w imieniu całej rodziny obdarowują dziecko prezentami kilka dni po uroczystościach. Dziecko nie jest „bombardowane” zbyt wieloma bodźcami. Większość upominków można też „owinąć w duchowy papier”, czyli przekazać prezent tak, żeby dziecko cały czas pamiętało o Jezusie. Jeśli dajemy zegarek – powiedzmy, że będzie odmierzał czas... postu eucharystycznego.
Przyjęcie w domu czy restauracji?
– W domu jest bardziej rodzinnie, swojsko. Ale tempo życia jest teraz takie, że niektóre mamy nie mają możliwości przygotować samodzielnie przyjęcia. Łatwiej jest zaprosić gości do restauracji. Ale jeśli nie stresujemy się zakupami i przygotowaniami, to oddajmy ten czas dziecku! To „zaoszczędzony” spokój na przytulenie, ostatnią rozmowę, wspólny spacer. Niezależnie od miejsca, na początku przyjęcia pomódlmy się też wspólnie. Warto też porozmawiać wcześniej z dzieckiem, żeby starało się podczas przyjęcia zajmować gośćmi, rozmawiać z nimi. Nie powinno zachowywać się jak udzielne książątko.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Agata Puścikowska