Prędzej, czy później stanie pomnik ofiar katastrofy smoleńskiej w Warszawie. Im szybciej, tym lepiej.
Rocznica katastrofy pokazała, jak ważnym elementem ogniskującym społeczne emocje jest upamiętnienie ofiar smoleńskiej tragedii. Sprawa budowy pomnika w Warszawie stała się symbolem podziałów społecznych, a sposób rozwiązania tego konfliktu będzie sprawdzianem tolerancji rządzących elit oraz wspierających ją wpływowych ośrodków medialnych wobec innych postaw, innego sposobu przeżywania wartości obywatelskich i narodowych. Jeśli w sprawie tak oczywistej nie znajdziemy porozumienia, trudno sobie wyobrazić, aby potrafiono je odnaleźć na innych obszarach.
Symbole budzą emocje
Pomniki wielokrotnie w naszej historii stawały się symbolem walki o własne przekonania i wartości. Podam tylko jeden przykład. Budowa pomnika poległych w Grudniu 1970 r. była jednym z pierwszych postulatów Wolnych Związków Zawodowych Wybrzeża i została zrealizowana natychmiast, gdy powstały do tego sprzyjające warunki polityczne. Tak będzie także i w tym przypadku, gdyż dla wielu Polaków pomnik jest wyrazem nie tylko pamięci o przedstawicielach państwa, którzy zginęli w ważnej misji dla narodowej pamięci, ale także wyrazem bardzo osobistych emocji. Swej determinacji dali wyraz w rocznicę katastrofy – i w Warszawie, i w całym kraju. Opór przeciwko tej inicjatywie jest irracjonalny i politycznie dla państwa szkodliwy, gdyż sztucznie pogłębia podziały, które i tak obiektywnie w każdym społeczeństwie występują. Nie twierdzę przy tym, że za eskalację konfliktu odpowiada tylko jedna strona. Wiele z haseł skandowanych w czasie manifestacji na Krakowskim Przedmieściu przekraczało granice dopuszczalne nawet w ostrej walce politycznej. Nie byłoby jednak tych wydarzeń, gdyby pomnik stał już w Warszawie. Czasem odnosi się wrażenie, jakby celowo drażniono Jarosława Kaczyńskiego – wiedząc, że sprawa upamiętnienia brata prezydenta ma dla niego fundamentalne znaczenie – aby sprowokować go do coraz ostrzejszych wypowiedzi i akceptacji dla coraz bardziej radykalnych demonstracji. Cel tych działań jest aż nadto widoczny: im bardziej Kaczyński będzie rozjuszony brakiem zgody na pomnik, tym bardziej ostrzejsze będą jego wypowiedzi w tej sprawie i tym łatwiej będzie można grupować wokół siebie ludzi przestraszonych skutkami tego radykalizmu.
Będzie pomnik w Smoleńsku
W trakcie wizyty w Smoleńsku prezydenci Komorowski i Miedwiediew ustalili, że rozpisany zostanie międzynarodowy konkurs na pomnik dla uczczenia pamięci ofiar katastrofy pod Smoleńskiem. Obaj prezydenci będą jego patronami i wspólnie zostanie ustalona treść umieszczonego na nim zapisu. W sposób oczywisty będzie musiał się on odnosić nie tylko do samej katastrofy, ale także do celu wyjazdu polskiej delegacji państwowej z prezydentem Kaczyńskim na czele. Oczywiście pomnik w Smoleńsku powinien powstać – jeśli to będzie wspólna inicjatywa, tym lepiej. Ale powstaje pytanie, dlaczego pomnik może powstać w Smoleńsku, a nie ma zgody na jego postawienie w Warszawie? Dlaczego prezydent Komorowski, przekraczając ciasny krąg partyjnych i środowiskowych emocji, nie mógłby stanąć na czele podobnej inicjatywy w kraju, a przynajmniej zaapelować do władz Warszawy, aby wyznaczyły miejsce w centrum miasta, gdzie społeczny komitet mógłby taki pomnik wznieść?
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Andrzej Grajewski