Dwóch lat więzienia w zawieszeniu na pięć lat chce prokurator dla gen. Czesława Kiszczaka za przyczynienie się do śmierci dziewięciu górników z kopalni "Wujek" w 1981 r.
Obrońca b. szefa MSW ma przemawiać 26 kwietnia. Wkrótce potem zapadnie wyrok.To czwarty już proces 85-letniego dziś Kiszczaka przed sądem I instancji za ten czyn. W sumie te postępowanie sądowe wobec niego toczy się już 17. rok, a zapewne będzie jeszcze apelacja od wyroku Sądu Okręgowego w Warszawie.
Według katowickiej prokuratury Kiszczak umyślnie sprowadził "powszechne niebezpieczeństwo dla życia i zdrowia ludzi", wysyłając jako szef MSW 13 grudnia 1981 r. szyfrogram do jednostek milicji, mających m.in. pacyfikować zakłady strajkujące po wprowadzeniu stanu wojennego. Zdaniem prokuratury, bez podstawy prawnej Kiszczak przekazał w nim dowódcom "oddziałów zwartych" MO swe uprawnienia do wydania rozkazu użycia broni przez te oddziały - co miało być podstawą działań plutonu specjalnego ZOMO, który 15 i 16 grudnia strzelał w kopalniach "Manifest Lipcowy" i "Wujek".
Górnicy z "Wujka" zastrajkowali 13 grudnia 1981 r., domagając się m.in. zniesienia stanu wojennego i zwolnienia internowanych. 16 grudnia doszło do starć górników z zomowcami, którzy wdarli się do kopalni. Od ich strzałów na miejscu zginęło sześciu górników, siódmy zmarł kilka godzin później, a dwóch kolejnych - w styczniu 1982 r.
Kiszczak, któremu grozi formalnie do 8 lat więzienia, nie przyznaje się. Twierdzi, że nie ma związku między wydarzeniami w kopalniach a szyfrogramem, który - jego zdaniem - był tylko przypomnieniem dekretu Rady Państwa o stanie wojennym.
"Oskarżony miał świadomość, że w stanie wojennym może dojść do wystąpień społecznych na szeroką skalę i godził się na użycie broni przez MO, co wskazuje na umyślność jego działań" - mówił w środę przed sądem prok. Zbigniew Zięba w swej mowie końcowej. Wniósł o skazanie Kiszczaka na cztery lata więzienia w zawieszeniu na pięć lat - zmniejszone na mocy amnestii z 1989 r. o połowę.
Prokurator przedstawił stan spraw sądowych milicjantów z "Wujka" i samego Kiszczaka. "Prawomocne już wyroki skazujące wobec milicjantów nie mogą nie mieć wpływu na ten proces" - podkreślił, przypominając że sądy ustaliły, iż w "Wujku" nie było bezpośredniego zagrożenia ich życia. Zdaniem prokuratora, szyfrogram doprowadził do "dowolności postępowania milicjantów w obu kopalniach". Prokuratura uznaje czyn szefa MSW za zbrodnię komunistyczną w myśl ustawy o IPN.
Zięba dodał, że w połowie marca br. Trybunał Konstytucyjny uznał dekret Rady Państwa za niezgodny z konstytucją, ale do dziś nie ma pisemnego uzasadnienia TK, wobec czego - jak powiedział -"niestety trudno się odnieść szerzej do tego orzeczenia".
Wniosek prokuratora poparł w swej mowie końcowej pełnomocnik oskarżycieli posiłkowych, czyli górników z "Wujka", mec. Maciej Bednarkiewicz. "Rodziny zabitych do dziś mają żal do państwa polskiego" - mówił, powołując się na długotrwałość procesu i kwestię odszkodowań. Podkreślał, że w żadnym od 1956 r. wystąpieniu przeciw komunistycznej władzy, broni nie użyły "pododdziały zwarte", bo do grudnia 1981 r. nie było na to regulacji prawnych. Dodał, że w "Wujku" doszło do prowokacji, bo górnicy "poddaliby się wojsku" ale do akcji weszła milicja. Zdaniem mecenasa, żadne przepisy nie pozwalały na wejście uzbrojonych formacji na teren strajkującego zakładu.
"Szyfrogram pozwolił na zabijanie niewinnych ludzi; to że skończyło się dziewięcioma zabitymi, to być może zrządzenie opatrzności" - mówił drugi pełnomocnik górników mec. Janusz Margasiński. Przypomniał, że górnicy dostali śmiertelne postrzały przeważnie z boku lub z tyłu. "Strzelali wytrawni strzelcy" - podkreślił adwokat. On też poparł wniosek prokuratury, który nazwał "łaskawym dla oskarżonego".
Ranny w 1981 r. górnik Czesław Kłosek powiedział sądowi, że "ukarano miecz, ale nie rękę". Przychylił się do wniosków prokuratora i pełnomocników.
Kiszczak twierdzi, że zakazał użycia broni w "Wujku", gdy zwracał się o to do niego szef MO na Śląsku oraz nakazał wycofanie MO i wojska z kopalni. Mówi, że strzały jednak padły, a milicjanci strzelali "spontanicznie, w obronie własnej" (Sąd Najwyższy, utrzymując w 2009 r. wyroki skazujące zomowców spod "Wujka", podkreślił, że użyli oni broni bezprawnie, gdyż nie byli w bezpośrednim zwarciu z górnikami, oddawali "mierzone strzały z bezpiecznej odległości", a ich życiu nie groziło niebezpieczeństwo - PAP).
Sprawę Kiszczaka wyłączono w 1993 r., z powodu jego złego zdrowia, z katowickiego procesu zomowców spod "Wujka". Po ich trzech procesach - trwających w sumie 11 lat - w 2008 r. zapadły prawomocne wyroki skazujące ich na kary od 3,5 do 6 lat więzienia. Pierwszy proces Kiszczaka ruszył przed warszawskim sądem w 1994 r. W 1996 r. uniewinniono go, a w 2004 r. skazano na 2 lata więzienia w zawieszeniu. Oba wyroki uchylał potem Sąd Apelacyjny w Warszawie.
Po trzecim procesie SO w 2008 r. uznał, że karalność nieumyślnego czynu Kiszczaka przedawniła się w 1986 r. i umorzył proces. Według SO Kiszczak - zobowiązany jako szef MSW do określenia zasad użycia broni przez oddziały MO - nie spełnił tego obowiązku, poprzestając na wydaniu szyfrogramu, przez co nieumyślnie sprowadził niebezpieczeństwo dla życia i zdrowia górników. SO uznał, że szyfrogram miał podstawę prawną i nie był rozkazem, lecz powieleniem dekretu o stanie wojennym, choć Kiszczak samodzielnie dopisał, że strzelanie jest możliwe jedynie wobec zagrożenia życia milicjantów. Sąd zwrócił uwagę, że Kiszczak zabronił użycia broni w "Wujku" - mimo to strzelano.
W 2009 r. SA uwzględnił apelacje prokuratury i pełnomocników oskarżycieli i nakazał ponowny proces. SA uznał, że nie można mówić o nieumyślnej winie Kiszczaka i dlatego sprawa nie przedawniła się. SA dodał, że po tragedii w kopalniach winni nie zostali ukarani, a pacyfikujący "za wiedzą i zgodą" Kiszczaka zostali odznaczeni. Czwarty proces Kiszczaka w SO ruszył w lutym 2010 r.
Od 2008 r. przed tym samym sądem toczy się proces autorów stanu wojennego. Kiszczak - m.in. wraz z Wojciechem Jaruzelskim - jest oskarżony przez pion śledczy IPN o udział w "zorganizowanym związku przestępczym o charakterze zbrojnym", za co grozi do ośmiu lat więzienia.
Łukasz Starzewski (PAP)
sta/ pz/ jra/