Przypominamy sobie o tym na schodach do Sanktuarium Dobrego Jezusa w Portugalii. Trudno się dziwić, skoro samego dorsza można przygotować tam na 365 sposobów.
Wyjazd na Światowe Dni Młodzieży to nie tylko radość. Spotkanie z Papieżem, młodymi z całego świata budzą entuzjazm, ale z drugiej strony mamy codzienność. Podjęty trud, wysiłek związany z dojazdem, z pobytem, nawet z zaspokojeniem zwykłych potrzeb. Ponad 1500 lokali gastronomicznych, które obsługuje pielgrzymów, nie jest w stanie zrobić tego płynnie, dlatego pielgrzymi mówią o długich kolejkach do wielu miejsc restauracyjnych, czy wydarzeń kulturalnych, które dla młodych zostały przygotowane. Ktoś inny może jest nie do końca zadowolony z miejsca, w którym przyszło mu nocować, albo z warunków sanitarnych.Ale czy takie niedogodności mogą znacząco wpłynąć na sposób przeżywania ŚDM? Pewnie większość odpowiedziałaby, że to normalne. Zawsze tam, gdzie można zbudować coś dobrego, dla samego siebie, tam trzeba podjąć wysiłek, wylać pot, a może złożyć jakąś ofiarę, czasem bolesną.
O trudach drogi życiowej przypomina w Portugalii Santuário do Bom Jesus do Monte, czyli sanktuarium Dobrego Jezusa z Góry, nazywane też Santuário do Bom Jesus de Braga, czyli z Bragi. To jedno z największych Sanktuariów i najczęściej obok Fatimy odwiedzanych. To tutaj jeszcze w 1373 roku znajdowała się kaplica pw. Świętego Krzyża, która po trzech stuleciach została przebudowana i powstał kościół mogący pomieścić pielgrzymów. W kolejnych wiekach rozebrany, a w tym miejscu powstał nowy w stylu neoklasycystycznym według projektu Carlosa Amarante. Ostatecznie świątynię konsekrowano w XIX wieku, ale piękne wezwanie: Dobrego Jezusa, które nadano jeszcze pierwszemu obiektowi pozostało.
Ale wracając do trudów życia uwagę zwracamy na dojście do świątyni. Jadąc przez las, zatrzymując się na tarasach widokowych, z których możemy podziwiać panoramę Bragi, mijając stacje Drogi Krzyżowej, przygotowujemy się do trudu dotarcia do Sanktuarium. Oczywiście, Ci którzy chcą je tylko zwiedzić, albo z powodów zdrowotnych nie mogą podejść długimi, ponad 100 metrowymi schodami do świątyni, mogą wybrać wjazd kolejką zbudowaną jeszcze w 1882 roku, a więc najstarszą tego typu na Półwyspie Iberyjskim, albo najzwyczajniej podjechać samochodem lub autobusem niemal pod samo Sanktuarium. Dla pozostałych schody są sednem i sposobem na przeżycie tego miejsca, dlatego podejmują się wspinaczki, czasem na kolanach. Jedni przeżywają w ten sposób Mękę Jezusa inni starają się doszukać alegorii ludzkiego, trudnego życia. A takich symboli znajdziemy tam wiele. Bowiem schody mają swoistą zygzakowatą konstrukcję uwieńczoną licznymi rzeźbami m.in. Piłata i Heroda, poprzecinaną tarasami i ozdobioną fontannami, które mają nawiązywać do ran Chrystusa oraz trzech cnót boskich: wiary, nadziei i miłości. Ponieważ w trudach codzienności ocieramy się o pokusy, które związane są z naszymi zmysłami: wzroku, zapachu, słuchu, dotyku i smaku, to również do owych zmysłów znajdziemy nawiązania zdobywając kolejne stopnie schodów. Jak w życiu.
HENRYK PRZONDZIONOPo duchowych doznaniach związanych z pielgrzymowaniem do Sanktuarium Dobrego Jezusa, pora na pobudzenie innych zmysłów, a właściwe wszystkich. Bo kiedy mówimy o portugalskiej kuchni to trzeba przyznać, że dotyka ona zarówno zmysły smaku i zapachu, ale również dotyku i wzroku, a nawet słuchu, kiedy będziemy rozkoszować się nią w nadmorskiej restauracji.
Wędrówkę kulinarną zaczynamy z Agnieszką Jasińską z Kulinarnych Nawigacji, która przygotowała budyniowe babeczki z ciasta francuskiego zwane w Portugalii Pastéis de nata. Ciekawostka, jaka wiąże się z tym wypiekiem związana jest z ich powstaniem. Otóż jest to produkt uboczny krochmalenia habitu. Otóż zakonnicy z klasztoru hieronimitów w Belem używali białek z kurzych jaj do krochmalenia habitów. Coś jednak trzeba było robić z niepotrzebnymi żółtkami. Efektem eksperymentowania stały się słynne dziś w Portugalii babeczki, o których Agnieszka Jasińska opowiedziała na antenie radia eM:
Po wyczerpującym dniu pielgrzymowania do miejsc kultu religijnego lub po wydarzeniach związanych ze ŚDM warto sięgnąć po zaspokajającą głód, sycąca i pyszną zupę cebulową – przekonuje Anna Pawelec z Fundacji Jemy eko. „Zupa nie zachęca wyglądem, jej kolor jest niespecjalny, ale smak, dzięki wyrafinowanym i bogatym składnikom jest obłędny” - Podkreślała na antenie radia eM Anna Pawelec:
Co jeszcze na drogę? Portugalską bifanę, czyli prostą kanapkę z duszoną wieprzowiną, która przygotowana jest w sosie z pomidorów i na bazie wina. Można powiedzieć, że to taki fast food, do kupienia wszędzie, niemal na każdym rogu portugalskiej ulicy. „I może właśnie dlatego wolałabym, by nie nazywać jej fast foodem, która to nazwa ma złe konotacje” - mówi Kinga Bałazy Kucharz na wynos, związana z katowicką Pracownią Smaku - „wolałabym, by tę kanapkę nazywać street food, czyli takim rodzajem pożywienia, które przygotowywane jest na ulicy, ale co nie oznacza, że jest niezdrowe, czy byle jakie. Wręcz przeciwnie”:
Wędrując ulicami Lizbony, czyli z górki, pod górkę, bo takie jest ukształtowanie terenu, nie sposób nie zgłodnieć. Czasem jednak może w niektórych miejscach dziwić niezbyt przyjemny zapach. To dorsz, który czeka na obróbkę. A ponieważ danie z dorsza jest w Portugalii niezmiernie popularne, mówi się nawet, że można przyrządzić je na 365 sposobów, to rybę tę spotkamy niemal wszędzie. Jolanta Naklicka Kleser z katowickiej Pracowni Smaku opowiadała na antenie radia eM o niecodziennym prezencie, który otrzymała, na własne życzenie od męża. Otóż wypatrzyła na spacerze miedziany, błyszczący w słońcu garnek tzw. cataplanę, który świetnie nadaje się do przygotowania dorsza, ale jeszcze lepiej do potrawy, która nosi tę samą nazwę, co garnek, a która jest rodzajem portugalskiego gulaszu:
Wracając do dorsza. Ponieważ Portugalczycy już w XV wieku zachwycili się dorszem, który zasalali jeszcze na łodziach, a na lądzie prowadzili jego osuszane. I tak przetrwał do dziś. Stał się wręcz kulinarnym symbolem Portugalii, jest bohaterem licznych pielgrzymów, a w niektórych regionach przetrwał zwyczaj tzw. „pogrzebu dorsza”, który wkładany jest do drewnianej skrzyni i zakopywany w ziemi, co symbolizować ma w Wielką Sobotę koniec postu. Swój sposób na dorsza, inspirowany portugalskimi wpływami ma Marlena Starzec z katowickiej Pracowni Smaku: